- Bardzo przepraszam, ale koleżanka sprawdziła i niestety, ze względu na liczne reklamacje, nie sprowadzamy już tego kornika. Ale możemy pani zaproponować baranka w tym samym kolorze – usłyszałam rano głos miłego pana z hurtowni.
- Ale ja nie chcę barankaaa – zawyłam przeciągle do słuchawki, a w głowie od razu odbił mi się echem głos Małego Księcia: „Proszę, narysuj mi baranka”….
Zajechaliśmy tam wczoraj późnym wieczorem, tuż przed zamknięciem.
- Zobaczymy co będzie – odpowiedział Brat na moje marudzenie, że przecież wszędzie jest to samo.
- Ten! – krzyknęłam chwilę później z palcem przyklejonym do palety barw. To był dokładnie taki kolor jakiego szukam.
Złożyłam zamówienie i umówiliśmy się na odbiór na sobotę. A dziś ten telefon… Pojechałam jeszcze raz. No dobra, jest inny kornik, z innej firmy, ale wszystko poza tym na nie: nie te kilogramy, nie ta wydajność, nie za tę cenę no i nie ten kolor… Kolor nawet – o dziwo, oboje z panem, niezależnie od siebie, wskazaliśmy w katalogu ten sam, jako „ewentualnie trochę podobny”, ale cała reszta odpada…
Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie… kornika?
Ech… Nie będę Was dłużej zanudzać tymi remontowymi dylematami. Ten mój prywatny poligon doświadczalny ma jeszcze potrwać dwa tygodnie. O ile znów nie pojawi się jakaś bomba do rozbrojenia na wczoraj…
P.S. Czy śnieg o tej porze roku jest naprawdę konieczny?...
no tak...jak nie urok to...a co do śniegu..chyba za wcześnie,,,,
OdpowiedzUsuńEwciu, droga Mała Księżniczko, co to jest ten kornik i na cholerę Ci kornik w mieszkaniu?Niedługo w naszym kraju będą same anomalie pogodowe wzorem anomalii politycznych.Spóźnione życzenia z okazji naszego święta :)
OdpowiedzUsuńSama tego chciałam, sama tego chciałam... Cóż znaczy siła perswazji i niemożność zrzucenia na nikogo winy za cały ten bałagan;) No cóż - moje motto, może nie życiowe, ale często powtarzane brzmi "Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, cuda zajmują mi więcej czasu". Widać remont mojego mieszkania mieści się gdzieś pośrodku:))
OdpowiedzUsuńSpieszę z wyjaśnieniami: kornik i baranek to takie rodzaje tynku:) Jeszcze miesiąc temu sama się pytałam co to jest. A potem się okazało, że doskonale wiem, tylko nie wiedziałam, że tak się to nazywa. Ot- całe życie się czegoś uczymy:)Dziękuję za życzenia:)
OdpowiedzUsuńJa tez mam urwanie glowy. Robilam za tynkarza i zduna,hehe... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOczywiście! Zimowa szata sprzyja spędzaniu czasu w domu, w cieple, z najbliższymi. Uwielbiam każdą porę roku, jaką mamy w naszej strefie klimatycznej. Nie skarżę się na żadną. Pomyśl tylko jak byłoby monotonnie, gdybyśmy mieli na przykład tylko dwie pory: suchą i deszczową, jak w Afryce? A propos, jak tam prezentuje się teraz Czantoria? Czy jest jeszcze szansa na złotą jesień w górach?
OdpowiedzUsuńMało brakowało, a sama bym machała szpachlą:) Ale więcej tynku znalazłoby się pewnie na podłodze niż na ścianie, więc ostatecznie zostawiam to fachowcom:)
OdpowiedzUsuńJak pech to pech...przyszłam z Wizytą...a tu....remont ?????Ale przynajmniej dowiedziałam się co to jest tajemniczy "kornik"...Przyjdę jak posprzatasz...hi,hi.....ps wpadnij na "kawę bis" w peerelu.....
OdpowiedzUsuńMyślę, że gdybyśmy mieli dwie pory - deszczową i suchą, bylibysmy tak do nich przyzywczajeni, że wszystko inne byłoby dla nas anomalią:) Dla mnie ten śnieg spadł o wiele za szybko - bo tak ładnie, kolorowo już było...Nie widać gór na horyzoncie... Ech...
OdpowiedzUsuńWitaj Bet:) Na kawę zawsze chętnie - ale czy wtedy była rozpuszczalna? Bo ja wtedy jeszcze kawy nie pijałam:) Choć nie, mój pierwszy kawowy raz to fusiasta kawa w szklance, na spodeczku, rok? może 87?:) I potem dłuuuugo patrzyłam na to czarne coś niemal z obrzydzeniem... Aż pewnego dnia ktoś mi zaproponował rozpuszczalną... Ale to już było na studiach.... I przepadłam z kretesem:)Posprzątam za jakieś dwa tygodnie:) Ale zapraszam z kolejnymi wizytami - bez obawy, nie zagonię do sprzątania:))
OdpowiedzUsuńHaha...ja nie mam z tym klopotow mimo,ze pozniej lokiec daje o sobie znac. Caluski.
OdpowiedzUsuńEwciu, od dawna wiem, co to jest baranek, ale kornik był mi całkowicie obcy. Chyba zostawia wzorki, jakby je wygryzły korniki?Cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńEwutku trzymaj się twardo, już widać światełko w tunelu remontowym.I pociesz się myślą, że to wszystko jeszcze przede mną. Pewnie na wiosnę będę musiała zmierzyć się z tym problemem. No cóż, życie nie jest romansem, oj nie...Miłego, :)
OdpowiedzUsuńStaram się Anabell być twarda, bo jakoś ostatnio wszystko mi tu się układa na "nie" i zanim to światełko w tunelu okaże się być tym jego z końca, to póki co świeci mi to z początku z napisem "Uwaga - tunel"... Tak więc nie zostaje mi nic innego niż dalej testować moją anielską cierpliwość i czekać na koniec:) Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie tak:)
OdpowiedzUsuńNo więc właśnie.. Mój kręgosłup mógłby nie znieść takiego nadmiaru wygibasów... Starczyło mu, że wczoraj podniosłam kilka kilogramów i dziś chodzę, jakby mi kto kijem przez plecy przyłożył.Ściskam mocno:)
OdpowiedzUsuńJak widzę remont to słabo mi, przepraszam ale przywitam tu po remoncie. No to wesołych korników pomocników i takim tam innym powodzeniom byle nie znów tego śniegu. Uleczka
OdpowiedzUsuńŻebym ja wiedział co to ten kornik, ale i tak Ci życzę żeby pięknie było :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję Uleczko:) Kornik już zamówiony, czeka na odbiór, tylko kompletnie nie pamiętam jaki w końcu kolor wybrałam... Jakiś taki podobny do tego z pierwszego zamówienia. Ale tylko podobny, ech... Cóż - to tylko mnie może się przydarzyć;)
OdpowiedzUsuńWiesz na pewno, tylko nie wiesz, że to coś sie tak nazywa. Ja miałam podobnie:) To rodzaj tynku, który ma fakturę podobną do dziur wydrążonych przez korniki w drzewie... Czyli taka ściana z dziurami - jak mówi mój Tato. Pozdrawiam:) A od jutra - ciąg dalszy wiercenia, szlifowania i co tylko, wrrr;)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem i łączę się w bółu.Też nie mogę utrafić z kafelkami do łazienki.
OdpowiedzUsuńCiekawe, nigdy u nikogo nie widziałam. Ja mam gładkie ściany, a Ty się uparłaś na kornika;))Cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDobra, na jakąś chwilę (chwilę?!) zniechęciłaś mnie do remontów. Tym bardziej, że systematycznie czytający mieli Twoje przeżycia dawkowane po kawałku, a musiałam łyknąć wszystko od razu ;-)))
OdpowiedzUsuńA zatem, wychodząc na przeciw oczekiwaniom - zamieszczam fotki tych, zwierzęcych z nazwy, tynków w kolejnej notce:)Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńDziękuję za duchowe wsparcie:) Ja wbrew pozorm, cały czas się dobrze bawię tym remontem i w chwilach, gdy normalnie bym wybuchła i zrobiła karczemną awanturę, uśmiecham się i wzruszam ramionami. Bo co mi więcej zostało:)Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńNo tak. W takiej jednorazowej dawce może to być nie do strawienia. Ale to wcale nie jest takie straszne. Cały limit pecha wyczerpałam. To znaczy - mam nadzieję, że już wyczerpałam:)
OdpowiedzUsuń