środa, 21 października 2009

lekcja poglądowa, czyli odsłona (oby) ostatnia


Witam wszystkich zebranych na lekcji poglądowej pt. „Remont, czyli to jeszcze nie koniec świata, bo zawsze może być gorzej”.
Nie jest moim zamiarem odstraszać nikogo od udoskonalania i upiększania swego gniazdka, zatem proszę spojrzeć na to wszystko z przymrużeniem oka, bo przecież zawsze może być tak, że całą pulę niespodziewajek czyhających na remontujących z naszego kraju, gdzieś w Europie Centralnej położonego, zgarnęłam właśnie ja:) 
Na wstępie pragnę zaprezentować różne rodzaje tynków ozdobnych, które zamiast gładzi szpachlowych, tapet lub zwykłych farb emulsyjnych, można (choć wcale nie trzeba) położyć na ścianie w którymkolwiek z pomieszczeń: 

         
      kurna chata                                  stary tynk

            
         baranek                                                     kornik  


Tynki, które Państwo widzą w rzędzie pierwszym ( a które pozwoliłam sobie, wszystkie, dla celów edukacyjnych zapożyczyć ze strony tejże właśnie), były moimi wymarzonymi od chwili, gdy tylko zobaczyłam je u znajomych podczas tzw. parapetówek. Ale po przeliczeniu stanu zużycia na te moje hektary w przedpokoju i zerknięciu w magiczny kalkulator w jeszcze bardziej zaczarowanej komórce, odpadły w przedbiegach (cóż… budżetówka…).
W rzędzie drugim mamy legendarnego już baranka i kornika. Ten pierwszy gapi się na mnie z framug okiennych i balkonu oraz każdego centymetra kwadratowego zewnętrznej elewacji bloku, więc również, już na starcie, dostał czerwoną kartkę. Pozostał zatem rzeczony kornik, który przez długie lata będzie mi się odbijał czkawką, zważywszy na perypetie związane z jego udomowieniem. Jak już wspomniałam w poprzedniej odsłonie, zamówienie pierwsze nie mogło zostać zrealizowane, zatem złożyłam drugie. Koniecznie z gotowym kolorem. Prezentowany przykładowy kawałek ściany jest w kolorze naturalnym, czyli białym, czyli raczej szarym w rzeczywistości. Pomalowanie go wymaga dobrze wyrobionych mięśni, ogromnych pokładów cierpliwości oraz pędzla – grubego, okrągłego i najlepiej z włosiem ze stali zbrojonej, gdyż ilość zużytych pędzli, ze względu na stan wycierania się włosia, może urosnąć do liczby kilku… Na pytania „A co zrobisz, jak się kolor przykurzy lub ci się odwidzi?” – spuszczam zasłonę milczenia. Na lat kilka przynajmniej;)
W dniu wczorajszym mój zmotoryzowany Brat pojechał odebrać zamówione wiaderka w liczbie 3 sztuki i… Przygotowano sztuk dwie – napisałam słownie, żeby nie było wątpliwości. Dziwne? Dla mnie już nic nie jest dziwne. Nawet się nie zdenerwowałam, gdy zadzwonił do mnie ile tego miało być i w jakim kolorze. Roześmiałam się tylko przy pytaniu „Jaki to miał być kolor?”. Niestety nie wiem na jaki się w końcu zdecydowałam, gdyż zostałam zasypana całym stosem próbek kolorów i za każdym podejściem wskazywałam inny, będąc przekonaną, że to jeden i ten sam… Tak więc w piątek (oby) okaże się co wybrałam, gdyż niejaki kornik zamieszka w końcu na Wichrowym Wzgórzu.
W każdym razie miła pani z hurtowni zadzwoniła rano, że trzecie wiadro też już jest do odbioru. 
Prace idą do przodu w tempie korka na A4 w godzinach szczytu, przy licznych zwężeniach z powodu prac drogowych. Ale już bliżej niż dalej. Wczoraj z miłym panem majstrem zrobiliśmy sufit. Przynajmniej teraz wiem jak czują się Kariatydy w Erechteionie… Wyglądałam wczoraj podobnie, choć może byłam bardziej kompletnie ubrana:) Dziś przymusowy przestój. I bardzo się cieszę, bo i ja doszłam do siebie i moje mieszkanie też nabrało jako takiego wyglądu. Jutro będzie najgorzej, choć to ma być podobno ostatni dzień tzw. czarnej roboty. Chociaż zważywszy na tumany siwych obłoków jako efektu szlifowania gładzi, powinnam ją nazwać „białą robotą”...
I na tym może zakończę ten wywód budowlano – zwierzęcy. Bardzo dziękuję za cierpliwość i uwagę. To była – mam nadzieję ( i Wy chyba też:)) – ostatnia odsłona raportu remontowego. Potem będzie już tylko lepiej. I kolorowo. Bo aż ciekawa jestem co mi wyjdzie na tych ścianach, hihi:)
A dla relaksu i uspokojenia emocji, proponuję trochę muzyki. Bo ja ostatnio namiętnie słucham JB – mojego prawie bliźniaka. Prawie – bo ja się nie urodziłam w Tidworth;)




18 komentarzy:

  1. Nie jestem na bieżąco ze współczesną muzyką rozrywkową. Dzięki za te muzyczne wstawki. To naprawdę fajna muzyka. Bardzo lubię takie nastrojowe ballady. Akurat świetnie pasują do jesiennej pogody i resztek promieni słońca wśród złocistych liści w ogrodzie. Jakaż jestem szczęśliwa niczego nie musząc remontować! Podziwiam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. zaglądam i zaglądam i nie wiem co napisać..ekspertko:))))ale już wiem,o..jak będę chciała jakieś tynki to się tu zaudam:)ale co do pędzli...wycierają się na każdej nierównej powierzchni,a ręce bolą jak się maluje..jakiś czas temu robiłam strukturalne ze szpachli i malowałam,,matko święta!!!no i idzie więcej farby,,,,

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, Ewo, każdym remontowym postem, wprowadzasz mnie w kompleksy. Zostawiłem sobie na wczesną jesień odnowienie jednego pokoju i kuchniu, i w zaden sposób nie mogę się zmoblilizować do pracy.Niechże choć Tobie się uda,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ ja Cię doskonale rozumiem - zmobilizowanie się do tego remontu zajęło mi całe trzy lata. Tzn. 3 lata temu oświadczyłam, że remont będzie i kiedy mniej więcej, a w wakacje zapadła ostateczna decyzja, bo w końcu mam na niego czas ( i fundusze oczywiście). Zapomnij o kompleksach - jak zaczniesz swój remont będziesz świetnym fachowcem w tematyce remontowej:) A ja do tego czasu zapomnę jak się robi podwieszany sufit, bo w końcu nie robi się tego codziennie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja taka mądra jestem, bo tyle hurtowni obleciałam przed remontem i tyle pytań tam zadałam, że już w tej ostatniej pani kierownik stwierdziła, że jestem wystarczająco dobrze przeszkolona w temacie:) i miły pan majster też ciagle mi coś tłumaczy:))) ja już chyba mam na twarzy wymalowany wielki znak zapytania, hihi:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawda? Może czasem teksty są nie takie do końca optymistyczne, ale melodia szybko wpada w ucho:) I bardzo się cieszę, że słoneczko wyszło. Weselej się zrobiło.Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Ewulko! Po tych wszystkich perypetiach powinnaś sobie bez problemu załatwić jakieś pół etatu w budowlance jako nauczyciel zawodu. ;-) A muzyczka owszem, owszem... Gdzieś Ty była jak ja żem się żenił. ;-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jednym słowem bliżej niż dalej, ale mieszkać z kornikiem ??? Gratuluję odwagi ;))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Mironq.... :))) Ja też czasem sobie zadaję to pytanie, gdzie byli ci wszyscy fajni faceci zanim się pożenili i czemu nie ze mną:))) Ale zapewniam Cię, że dokonałeś jedynego słusznego wyboru - wiem co mówię:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kornik oswojony, udomowiony, przywiązany będzie do mojej chałupiny jak mało jakie zwierzątko:)))A tak w ogóle, to ktoś jakis urok chyba rzucił na mój sufit, bo nie chce wyschnąć... Powinien od trzech dni być gotowy, a nie jest... :(Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Ewutku, dzięki Twojej notce uświadomiłam sobie,że wszystkie bloki na moim osiedlu są tynkowane "kornikiem", co mnie niesamowicie denerwuje, bo niezależnie od koloru, na jaki ów kornik został zamalowany, po 3 sezonach wszystko jest, niestety, mocno brudne, jako że na moje miasto rocznie opada 2800 ton pyłu, niestety brudnego.Mój blok zamalowany jest na kolor zupy szczawiowej z dużą ilością śmietany, a w te wszystkie wgłębienia naszło już sporo brudu i śmiejemy się,że to pewnie szczaw wychodzi na wierzch.Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zupa szczawiowa? Ojej... Czyli jakieś coś zielonopodobne.... U mnie blok ma tynk w formie baranka, w dodatku żółto-pomarańczowego, który po trzech latach co prawda z daleka swe barwy wojenne prezentuje całkiem, całkiem, ale już przy bliższym poznaniu widać, że tu Śląsk, a nie jakiś kurort w ekologicznym zakątku:)Mój kornik - co donoszę z wielką radością:) - ma dokładnie taki kolor, jaki mi się marzył, czyli delikatny pomarańczowy. Pewnie ma jakąś nazwę odpowiednią do swego odcienia, ale dla mnie istnieje pod symbolem z katalogu F1124, hihi:)) Muszę go poszukać i nazwać jakoś, bo przecież każdy kolor ma jakąś nazwę a nie symbol.Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko jak ja nie cierpię lekcji poglądowych brrr...powiało grozą...

    OdpowiedzUsuń
  14. Oznajmiam uroczyście,ja budowlaniec na zasłużonej emeryturze,że takie remonty w domu moim dopiero po moim trupie. Z prawdziwym podziwem Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  15. no bo na czas takich remontów, to trzeba dostać jakiegoś zamroczenia, inaczej grozi pomieszaniem zmysłów:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Gdy już skończysz kłaść tego kornika niewiadomego koloru, to obowiązkowo zamieść zdjęcie.Chyba już, Kariatydo, udało Ci się opuścić ręce?Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak, tak. Ręce opuściłam i dziś z nosem przy ziemi, jak najlepszy pies myśliwski niemal, stoczyłam bój z nową podłogą. Wygrałam:) Jest coraz piękniej:)Mój domowy kornik zaś ma kolor pomarańczowopodobny. Nie jest to bowiem typowy pomarańcz, ale taki jasny, delikatny i czasem w świetle to nawet jak bardzo ciemny żółty wygląda.. Pewnie taki odcień ma swoją nazwę (jakaś papaja, albo mango, albo jeszcze jakieś inne cos), ale dla mnie istniej pod tajemniczą nazwą F1124.. - tak był oznaczony w katalogu:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń