czwartek, 2 lipca 2009

o miłości do komarów i nie tylko


Korzystając z całkowicie bezdeszczowego dnia, postanowiłam wybrać się na zakupy. I w tym momencie moja notka powinna się zakończyć. Ponieważ zakupy – w każdej postaci, to moje „ulubione” zajęcie, więc oszczędzę szczegółów. W każdym razie, po dwóch godzinach udawania błędnego rycerza, który sam nie bardzo wie czego chce, uznałam, że robienie zakupów o pustym żołądku jest całkowicie pozbawione sensu, gdyż moje myśli i tak zaprząta tylko jedna myśl „Jestem głodna”.
Wcinając w restauracji Wujka Donalda bułkę z martwym zwierzątkiem ( i frytki do tego), ciężko zastanawiałam się, czego tak naprawdę szukam w tych sklepach, skoro i tak nic mi się nie podoba. To znaczy jak już się podoba, to albo nie ma mojego rozmiaru, albo na wieszaku wygląda lepiej niż na mnie…
No nic. Wysiorbawszy przez słomeczkę, z pięknego papierowego kubeczka, napój z reklamy „Ja jestem sprajt, ty jesteś pragnienie” wyszłam na zalane słońcem ulice Metropolii i nogi same poniosły mnie w stronę przystanku. Ale po drodze jakoś tak weszłam do jeszcze jednego sklepu. Nawet nie wiem jak to się stało, ale wyszłam z niego z dwiema sukienkami w reklamówce. Tak, tak – ja w sukience to widok niemal tak rzadki jak zaćmienie słońca, ale jednak się zdarza. Skoro je kupiłam, to nie tylko, że mi się podobały, ale jeszcze na dodatek musiały na wieszaku wyglądać równie ładnie jak na mnie:)
Podróż komunikacją miejską w taką pogodę taktownie przemilczę. Jakiś nowy autobus zajechał, ale co z tego, skoro ledwie dwa lufciki miał otwarte. Po 5 min nie wiedziałam, czy to spódnica lepi się do mnie a ja do siedzenia, czy odwrotnie… Temperatury dość wysokie, wilgotność powietrza podobnie – Grecja jak nic. Przynajmniej w tym roku nie będę mieć kłopotów z aklimatyzacją, z tego wynika (choć właściwie raczej rzadko mam z tym problemy). Tylko brak komarów mi uświadamia, że jestem jednak tu, nie tam. Przynajmniej jeszcze:) Miłość greckich komarów do mnie jest niestety odwrotnie proporcjonalna do mojego uwielbienia względem nich. Ogromnie się cieszę, że na Wichrowym Wzgórzu nie ma ani pół komara. To znaczy pewnie są, ale ja za wysoko mieszkam jak na ich możliwości:) Za to wystarczy, że się pojawię gdzieś, gdzie ci krwiopijcy mają swoje łowiska. Wystarczy jeden taki w okolicy i od razu mnie namierzy: bach w rękę, bach w nogę, bach w… ekm… :) Całe szczęście nie gryzą po oczach, jak te greckie żarłoki w ubiegłym roku! Dobrze, że ta zabawa na lotnisku z bagażami i biletami, i sam lot, trwają tak długo, bo przynajmniej Rodzice nie musieli się zastanawiać (jak np. ci mili panowie przy odprawie biletowej), czy to ja, czy może ktoś inny, bo oczy zdążyły wrócić do kształtu z dnia poprzedniego… Oczywiście zaraz po wylądowaniu w Grecji robię pierwsze zakupy. Ale te akurat lubię. Co takiego kupuję? Oczywiście antydzandzarowe straszaki do gniazdka z prądem wkładane potem co noc:)




21 komentarzy:

  1. mironq@op.pl2 lipca 2009 02:14

    Witaj Effka! Komary mają nad nami jedną przewagę - one mogą nas ugryźć - my ich nie. Ale nie martw się na zapas, my też mamy jedną przewagę - możemy je pacnąć. Na ogół śmiertelnie. Zawsze myślałem, że kobiety są bardziej delikatne i szybciej zauważają, że ktoś się do nich dobiera ( :-) zabrzmiało dwuznacznie). A to samice komarów takie wredne. Krwiopijczynie jedne! Nie cierpię zakupów, ale jak w piosence: "Lubię dziewczęta w letnich sukienkach, dziewczęta w letnich sukienkach uwielbiam". (Yugoton)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~smoothoperator2 lipca 2009 11:23

    Witaj Ewo,Od paskudnych komarów (tak naprawddę to nienawidzę przede wszystkim dźwięku jaki wydają - najlepiej słyszalny w nocy) jeszcze gorszymi stworzeniami są meszki, które atakują stadami, wywołując okropne swędzenie. Całe szczęście, że te meszki żyją niespełna dobę, ale co się naprzykrzą to ich. Jakoś tak w niedzielę i poniedziałek ostatni był ich "wysyp". Kiedys nad Bałtykiem od rana do jakiejś 16 byłem świadkiem (ba - ofiarą) tego paskudztwa, tak że i nad morzem sie pojawiają. Ciekawe jak jest z nimi w śrdódziemnomorskim klimacie,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewutku, komary to zmora mego życia- dziabnie mnie taki, a ja potem pół roku mam swędzący bąbel. Ostanio radzę sobie w ten sposób,że otaczam się wonią olejku gożdzikowego.Na wyprawy do lasu smaruję gołe części Autanem ( w aptece do nabycia) a olejek gozdzikowy (sklepy "natury") nanoszę na różne części garderoby- wstążkę przy kapeluszu, lub rozcieram 2 krople w dłoniach i przejeżdzam nimi po włosach.No cóż, pachnę jak piernik bożonarodzeniowy, ale na polskie komary działa. A na balkonie mam stale miseczke z wodą i kilkom kroplami tegoż olejku (parter, multum zieleni dookoła).Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Komary. No, komary mam w sumie na co dzień, bo koło lasu mieszkam, w one w lesie pomieszkują chmarami. Choć, odpukać, w tym roku ich jakoś jakby mniej. Kurczę, ale żeby po oczach gryzły?Ja zakupy zniosę, ale.. nie w taki skwar. Jak wtedy w ogóle cokolwiek przymierzyć, kiedy ciuch rano włożony nie chce się od człowieka odkleić? ;-))

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Komary nie lubia czosnku! Trzeba sie nim objadać i wtedy ona nas je zjadają hehehhehe!Ja lublju czosnek wery, więc może dlatego mam z komarami relację obojętną:) A co do ciuchów! Ja też nie umiem kupować w normalnym sklepie- a to cena, a to kolor a najczęsciej rozmiar nie pasuje! A z lumpeksu wytłaczam sie obatulona torebskami z zajebi***mi ciuchami, których nie mierzę (mordęga!!!) a których mi nie szkoda wyrzucić czy oddać bardziej adekwatnej dla nich osobie w razie czego!!!!Pozdrówki!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. takie komary to koszmary ;-) Mój Ojciec ma dobrze... Uwierzysz, że siadają na nim całymi stadami, ale nie utnie go ŻADEN??? Słownie i cyframi: "0" - ZERO! Ja nie wiem, jak on to robi ;-) W każdym razie jest czego pozazdrościć. Mnie nie gryzą jakoś namiętnie, ale zdarza się, że jednak...Cóż. Potem pozostaje tylko koić podrażnienia jakimiś Akutami.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. beatris3076@op.pl3 lipca 2009 17:00

    Witaj Ewciu:)I ja stoczyłam bój z kopruchami,bo jakże będąc na Mazurach ustrzec się tego namolnego łonego...hihihih,ale bardziej walczyła z nimi moja rodzinka niż ja.Stwierdziłam,że skoro już jestem na Mazurach to korzystam z darów natury i poddaję się naturze.Czylii obgryzały mnie kopruchy i nieco muchy i poświeciło na mnie słoneczko i zachłysnęłam się tamtejszym powietrzem i zakochałam się w tamtym krajobrazie.Pokosztowałam tamtejszej kuchni,przywlokłam kilka drobiazgów mało mi ręki nie urwało...hihihi i chcę tam wrócić ,ale na dłużej.Pozdrówki serdeczne:)

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja sobie tak od razu pomyślałam o komarach, jak napisałaś, że na Mazury jedziesz:) Da się to tałatajstwo jakoś odstraszyć, ale dla mnie to walka z wiatrakami - i tak przylecą do mnie nazod:))) Poki co rozkoszuję sie ich brakiem, jeszcze trochę bowiem czasu do spotkania z nimi zostało. Choć dziś na chwilę wyłożyłam na maminym moje ciało pedagogiczne na słoneczko i... capnął jakiś w łokiec:( Ok, dam radę:)Cieszę się, że wypoczęłaś i coś to takiego nawiozła do domu,że Ci o mało ręki nie urwało do wakacyjnych pamiatek:D

    OdpowiedzUsuń
  9. To taki dar. Tylko przeciwny do mojego:) Bo może być jeden komar na całą wieś a i tak to mnie upapusia... To chyba rodzinny dar jakiś, bo moja siostrzenica ma podobnie - wszyscy możemy siedzieć na ich ogródku cały dzień, powyrozbierani do rosołu niemal, ale ona wyjdzie tylko na chwilę, ubrana od nosa po pięty i... wyłapie wszystkie kleszcze buszujące po okolicy.... Taka nasza uroda chyba:)Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czosnek mówisz?:) Ja z kolei jestem z tych, co to się nie chwycą niczego co ma choćby zapach czosnku.. Może któryś przodek z Transylawnii pochodził i takie jakieś wampirowskie mam uprzedzenia do tego czegoś;) Na co dzień na szczęście nie mam przyjemności obcowania z tymi fruwajacymi krwiopijcami, więc walkę z komarami wliczam do elementów wczasowych rozrywek:)Pozdrówki::)

    OdpowiedzUsuń
  11. Może to jakiś desperat był - a raczej desperatka, bo to przecież one gryzą... :)Masz rację - zakupy w takie temperatury są jeszcze bardziej nieprzyjemne niż normalnie, ale na szczęście coraz więcej sklepów jest klimatyzowanych i zanim zdążę coś dla siebie wypatrzeć i pooglądać na wszyskie strony, ubrania też zdążą się odkleić ode mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Greckie w dzień śpią chyba, bo za dnia nie mam z nimi żadnego problemu. Tylko w nocy trwa zabawa na całego. Co prawda "raid" działa jak trzeba i powiedzmy, że większych spustoszeń przez noc nie narobią. W tę ostatnią noc jednak nie mogłyśmy użyc raidu, bo... najzwyczajniej go brakło!:) No i było "hulaj dusza, piekła nie ma" - spuchnięte oko i kilka innych śladów ich żarłoczności:) Ale nie jestem uczulona więc bąble szybko znikają.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem szczerze, że jeszcze nie miałam przyjemności bliskiego spotkania z meszkami - i obym nie miała, bo z Twojego opisu nie wynika by były jakoś szczególnie sympatyczne. W śródziemnomorskim klimacie też ich nie namierzyłam, więc pewnie nie występują. Są mrówki, pszczoły, osy, komary oczywiście i inne paskudztwa też, no i wszechobecne cykady, które zadręczają swoim cykaniem 24 na dobę... Po pewnym czasie przestaje sie nawet zwracać uwagę na ich hałasy - za to gdy nie cykają, robi się dziwnie cicho... :)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. I to nawet bardzo dwuznacznie:))) To chyba jakieś wprawione w bojach komarzyce były, skoro tak z nienacka gryzły gdzie popadło - a raczej w to co wystawało spod prześcieradła:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ewciu, moja wnuczka była w maju na Krecie, wszystko jej się podobało z wyjątkiem komarów. Moja siostra ma chyba tak słodką krew jak Ty. W pomieszczeniu może spać dziesięc osób, ale i tak komar opije się jej krwią.P.S. U nas też upalnie i duszno, więc nie wybieram się na żadne zakupy.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyli coś tak jak ja:) Widać słodkie dziewczyny jestesmy, że tak nas te komary lubią:))

    OdpowiedzUsuń
  17. beatris3076@op.pl3 lipca 2009 21:35

    o podróży na Mazury napiszę już u siebie niebawem:)

    OdpowiedzUsuń
  18. No ja mam taką nadzieję:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Coś mam nadal problem z tym komentarzem u Ciebie... Może po prostu onet ma zły dzień i padło dziś na mnie:) Ale przeczytałam od początku do końca - i ja o czymś całkiem innym chciałam napisać niż tam jest, może dlatego?;)

    OdpowiedzUsuń
  20. no sama nie wiem ;-)Również pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  21. ~Czarny Ptak7 lipca 2009 23:15

    Komarzyce to faktycznie upierdliwe stworzenia, mnie całe szczęście prawie nie ruszają, więc mam spokój. Tylko pytanie się pojawia czemu to komarzyce gryzą a komary nie :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń