niedziela, 11 lipca 2010

dzik jest dziki...


I tak miało to właśnie wyglądać. Spotkaliśmy się pierwszy raz w takim wielkim gronie chyba od czterech lat. Od czasu, gdy buńczucznie zatknęłam flagę na Wichrowym Wzgórzu, oznajmiając wszem i wobec, że mój to jest kawałek podłogi. Brakowało jedynie Tomków, bo mają mały domowy szpital, ale cała reszta rodziny stawiła się na wezwanie. To znaczy – zaproszenie raczej:)

Młode pokolenie zawzięcie taplało się w baseniku, nie kłócąc się przy tym ani razu, nie narzekając, że woda za zimna, albo że ktoś chlapie, albo, że się krzywo patrzy.

Starsze pokolenie zajęło z góry upatrzone pozycje pod starą śliwą, dzieląc się naturalnie na dwa podobozy. Czyli pokoleniowo bardzo.

Jedna jedyna pelargonia, nie pożarta jeszcze przez dziki, dumnie się prężyła wszystkimi czerwonymi kwiatami, chcąc nadrobić braki w ukwieceniu przydomowego ogródka. Tak, tak. Rok temu te dzikie bestie zeżarły wszystkie pelargonie i nie oszczędziły nawet przeogromnej fuksji – siostrzanej dumy przez zaledwie kilka tygodni. I tak co rok – ona kwiatki do skrzynek, do doniczek, do ziemi, a potem kilka wizyt zgrai leśnych żarłoków i w ich efekcie przeryty ogródek oraz wyjedzone kwiatki. W tym roku odpuściła. I tak za miesiąc się przeprowadzają. Ale, że ogródek bez kwiatków straszył ją niemiłosiernie, posadziła do ogromnej donicy przynajmniej tę jedną pelasię, strzeżoną jak skarb najcenniejszy, by potem i ją zabrać na nowe włości.

O ile wcześniej nie stanie się przystawką dla dzików.

Zryte ogródki działkowe, czy przydomowe, a nawet trawniki i skwery przy ulicy, w tej części Metropolii, już nikogo nie dziwią. Do lasu kawałek, ale im to wcale a wcale nie przeszkadza. Nie ważna pora roku. Ostatnio nawet i pora dnia. Nauczyły się, że tam gdzie ludzie – tam śmietniki. A gdzie śmietniki – tam jedzenie…. Nawet furtki i płoty nie są już żadną przeszkodą.

I myślałby kto, że w mieście się nie obcuje z dziką zwierzyną. A tu jakoś tak czasem i nos w nos można. Bo nigdy nie wiadomo, czy otwierając drzwi wyjściowe, nie natkniesz się na dziczą rodzinę za progiem, pochrząkującą groźnie w ilościach niemal hurtowych.

 

 

14 komentarzy:

  1. No chyba bym Ewutku wykorkowała, gdybym otwierając drzwi znalazła pod nimi lochę z młodymi. Nie sądziłam,że pelargonie smakują nie tylko reniferom.Moja córcia podesłała mi kiedyś zdjęcie renifera wżerającego z zapałem pelargonie rosnące w skrzynce stojącej pod hotelem, w którym mieszkała. A dziki na wolności oglądałam na stacji benzynowej w Spale- przychodziły tam na dożywianie, spędzając tam po kilka godzin.To były czasy, gdy benzyna była na kartki i śmieliśmy się,że w Spale można nabyć na benzynówce dzika zamiast paliwa.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przestraszyć bym sie tak bardzo nie przestraszyła;hehe,tylko zdziwiła i zachodziła w głowę co im dać do jedzenia:-).Mieszkam prawie w lesie i w krainie lasów.Dzików jeszcze nie spotkałam,ale kto tam wie...? Głód niejednego przybysza ściąga.Nie dziwię się więc,że każdy ratuje sie jak może.Pozdrawiam:-).ps.Evutek,czy mozna Tam wpisywać sie pod każdym komentem,tak,jak na zwykłym forum? Chodzi mi o szczere polaków rozmowy,nie tylko odpowiadać,np.Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  3. postautoportret11 lipca 2010 11:50

    "Dzik jest dziki, dzik jest złykto spotyka w lesie dzikaten na drzewo zaraz zmyka..."Pozdrawiam ciepło ubawiony do łez Twoją opowieścią...

    OdpowiedzUsuń
  4. A moja Siostra przeżyła to nie raz. Nawet z mikołowskiego pogotowia dla zwierząt ściągali raz strażnicy miejscy leśniczego, bo się na ogródku zadomowiła sarna. Teraz przynajmniej od dzików i jeszcze dzikszego sąsiada się uwolni. Choć od dzików nie do końca, bo pod kamienicą, do której się przeprowadza, też czasem owe milusie zwierzątka spacerują...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gusiu, słońce Ty moje - przecież nie wolno dokarmiać dzikich zwierząt... Wtedy staną się zbyt zależne od człowieka i zbyt "wygodne", by samemu szukać pożywienia.A co do komentarzy. Myślę, że jak najbardziej można będzie prowadzić dyskusję pod wpisami. Zobaczysz sama jak to będzie wyglądać. Na ten sam temat będzie kilka postów i będzie można skomentować każdy z nich i równcześnie podjąć dyskusję z tymi, którzy komentują. Bo taki chyba własnie był zamiar postautoportreta - stworzyć miejsce do swobodnej wymiany poglądów. O ile trolle się nie dorwą do tego miejsca...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. a najbardziej żal było tej fuksji ogromnej...pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję:-) To mi sie podoba!...Ewutek,miałabym czekac aż mnie zjedzą?Eee,ty niedobra;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. sorki,że się wtuptam:-)...kwiata żałujesz?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Moi Seniorzy w Gdyni przez lata mieli dziki na co dzień. Pamiętam, jak raz w wielkanocny poniedziałek Tato ze szczotką wybiegł, bo zarazy dobrały się do cebulek tulipanów. Tatko walił jakiegoś sporego samca w tyły, a ten nic! Odwracał się leniwie i żarł dalej... Ze dwa lata temu stworzenia wywieziono i się inwazje skończyły...

    OdpowiedzUsuń
  10. Kureczka, a u mnie na wsi dzików ani widu, ani słychu. Ale u mnie konkretnie może dlatego,że nie pokazują, bo i ogrodowych kwiatów u mnie ani widu, ani słychu. Popytam sąsiadów ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  11. a w mojej okolicy po raz pierwszy pojawiły sie dziki tej zimy...to pewnie te odławiane z Gdyni:) i Sopotu:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Te od Siostry też się niczego nie boją. Zachowują się jakby były u siebie...

    OdpowiedzUsuń
  13. Albo im poprostu nie miejscowe kwiatki nie smakują:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hihi:) dokąś je musieli eksmitować:)))

    OdpowiedzUsuń