Walizka już prawie spakowana. Jutro trzeba będzie jeszcze dołożyć ostatnie rzeczy i oczywiście dokonać komisyjnego ważenia. Najpierw ja. Potem walizka. Potem ja z walizką. I wreszcie czas na filozoficzne rozważania pt. „Ile tak naprawdę waży walizka?”. Nigdy nie pojmę funkcjonowania lotniskowych wag, bo ciągle mam wrażenie, że zawyżają właściwy ciężar. Choć ostatnio, o dziwo, zgadzało się co do pół kilo. Z powrotem też: ja 4 kilo mniej, walizka również. I tu pojawia się kolejne pytanie: dlaczego walizka (bo ja to normalne)? Skoro niczego nie zapomniałam, a jeszcze dołożyłam…
No ale nie muszę wszystkiego rozumieć, prawda?:)
Odezwę się, gdy tylko pozwolą mi zaanektować komputer na własne potrzeby. Bez polskich znaczków będzie i czytać się będzie śmiesznie, ale wiem, że dacie radę:)
No to hop za wielką wodę! Papa :)
I Ty za Kałużę? CO za exodus... Dobrze, poczekam na wieści! Byle prędko...
OdpowiedzUsuńNie, za stawik zaledwie... :)
OdpowiedzUsuńznowu w podróż?!
OdpowiedzUsuńAch, rozbijasz się po świecie, Kobietko. Doleć i przyleć szczęśliwie :-))
OdpowiedzUsuńDobrze, że ten wulkan islandzki o śmiesznej nazwie się uspokoił. Życzę przyjemnej podróży.
OdpowiedzUsuńMiłej podróży iwspaniałego wypoczynku.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę, bo pewnie tam też tak gorąco. Ale życzę zdrowego i przyjemnego wypoczynku. Uleczka
OdpowiedzUsuń