poniedziałek, 22 listopada 2010

ochi day


To jest mój prywatny „Ochi day” (‘ochi’ po grecku znaczy ‘nie’). Co prawda nie ma on nic wspólnego z greckim świętem narodowym obchodzonym 28 października na upamiętnienie stanowczego greckiego "nie", którym to premier Grecji – Metaksas miał odpowiedzieć Mussoliniemu w 1940 r. na jego żądania  poddania Grecji bez walki. Moje ochi w zasadzie trwa już cały tydzień i powinien ten stan nazywać się raczej „ochi week” (chętni mogą dopisać ‘s’ na końcu, bo stan zapowiada się na jakiś permanentny…)

Niechciej listopadowy szaleje w powietrzu i całe szczęście, że początek miesiąca był ciepły, słoneczny, wiosenny niemal, gdyż zabrak słońca sieje spustoszenie w tempie zastraszającym.

Wiem. Mam tego świadomość. Zatem walka z jesienną chandrą przypomina trochę walkę podjazdową, gdyż na twarzy uśmiech, zęby zaciśnięte do bólu żuchwy, paznokcie przezornie skrócone, by nie wbijały się w wewnętrzną część dłoni przy kolejnym zaciskaniu pięści, a w głowie prawdziwa kanonada i eksplozje, które znajdują ujście po przekroczeniu progu hacjendy. I tylko tam. I czasem dobrze, że nikogo tam nie ma. Przynajmniej nie musi znosić moich humorów. Ale tylko czasem…

Bo to w takich chwilach najbardziej na świecie pragnę się do kogoś przytulić. Niech o nic nie pyta, tylko niech będzie.

I to w takie dni jak dziś: wietrzne, bure, zapłakane deszczem, najbardziej czuję się niczyja...

Niech już spadnie śnieg. Może wtedy zrobi się weselej…

Czy ja powiedziałam śnieg?? Tfu! Po prostu niech ta szaruga już minie.

 

 

12 komentarzy:

  1. A kysz, bura paskudo! Śnieg? Czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. ja już chyba wolę śnieg tylko taki ze słońcem ;)anpar40.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewutko, Twoje marzenie to utopia.Życie mnie nauczyło,że zawsze każdy stres, każdą złość i żal do świata człowiek musi przegryzć sam. I zapewniam Cię,że w praktyce nie ma takich ideałów, coby tylko przytulił i o nic nie zapytał. Owszem, raz tak zrobi, ale codziennie? Utopia. Codziennie to pytałby dlaczego, potem dawał światłe rady, a na końcu lekceważył Twoje smutki. Śnieg? A po co? Przykryje szarość na kilka godzin a potem sam zmieni się w burą paciaję. Nienawidzę tych szarych, mokrych i krótkich dni, nic mi się nie chce a wszystko złości.Pogodniejszego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. śnieg rozjaśnia świat,niech spadnie!u nas dzisiaj nadzwyczajna RP...aż się boję wieści.i wiesz,co mnie wkurza najbardziej/zamiast uczyć,rozwijać,kształtować młodych,zajmujemy się wymyślonymi przez korytarzową pierdułami..mnie właśnie to najbardziej odbiera chęć do pracy.

    OdpowiedzUsuń
  5. witaj:) podglądnęłam na Twoje szaliki i rękawiczki i podziwiam za wytrwałość - ja, choć niby cierpliwa, do takich robtek akurat nie mam serca:)i też wolę śnieg w blasku słońca, niż szaro-bure nic za oknem

    OdpowiedzUsuń
  6. Być może i tak jest, ale na dzień dzisiejszy chcę takiej właśnie utopii..

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja jutro znów 11 godzin... na samą myśl nie chce mi się wstać z łóżka...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewa, jak ja Cię rozumiem, też nie znoszę wilgotnych ciemnych dni listopadowych. Jeszcze ta zmiana czasu pogarsza stan, bo obiad jem po ciemku. Ale dziś u mnie było słonko, śnieg na krzewach i chyba lekki mróz i kupiłam na tę okazję już świąteczną gwiazdę betlejemską. Niech mi humor, gdyby pogoda znów się zmieniła, poprawia.

    OdpowiedzUsuń
  9. mam snieg i dzisiaj było słońce też i nie mam ohi, bo zaraz będa święta:)mam stały problem z porannym wstawaniem jestem zła, rzucam mięsem i warczę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja już się oglądam za lamkami na choinkę, bo ubiegłoroczne nagle zgasły bez ostrzeżenia i pół choinki się świeciło, a pół nie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja ciągle mam nadzieję, że nadejdzie taki dzień, że się obudzę wyspana:)

    OdpowiedzUsuń