czwartek, 14 kwietnia 2011

effka niesubordynowana


Niby trzy dni całkowitego luzu i… Tak się rozleniwiłam, że nawet przewracane kartki w kalendarzu, przypominające, że święta tuż, tuż, nie pomagają wygonić wszechobecnego Niechcieja. No nie chce mi się i już!

Po lekkim przyspaniu na pierwszy dzień egzaminu (na całe szczęście nie byłam w komisji..) kolejne dni sprężałam się tak bardzo, że byłam w szkole grubo przed czasem. Ale i tak codziennie dostawałam opeer za co innego, więc nawet jakbym się spóźniła więcej niż 2 minuty na sprawdzenie obecności – i tak by to utonęło w gąszczu innych pretensji. Bo to nie siedzę na wyznaczonym miejscu dyżuru, tylko 2 metry za daleko, to rozmawiam z sąsiadem z drugiego końca korytarzowej ławeczki, co pewnie przeszkadza piszącym, to zagaduję uczniów o wrażenia z testu – jak się potem okazało bardziej historycznego niż ogólnie humanistycznego, a to już na pewno przeszkadza zdającym (ciekawe jak na ‘niemej’ kamerze stwierdzono natężenie hałasu słów wypowiadanych szeptem niemal idealnym..). Paranoja jakaś. Pani przy monitoringu chyba się zakochała w kimś z naszej niezwykle niesubordynowanej grupy dyżurujących, bo ciągle kto inny był upominany za inne ‘przewinienie’… Wczoraj zaś wywołałam niemal burzę z piorunami i gradobicie w jednym, gdy przez własną nieuwagę naraziłam się na gniew niemal boży, więc pretensje mam jedynie do siebie. Choć reakcja na moją niegramotność była całkowicie nieadekwatna do przewinienia. No to dziś już cała zestrachana byłam, że płytka nie odpali, że znowu coś zrobię nie tak, albo jeszcze stanie się coś, co się najstarszym Indianom nie śniło. No i miałam. Cały egzamin higienistkę pod drzwiami. Bo mi się jedna bladolica trafiła z zapasem woreczków foliowych. Żeby przez przypadek pracy nie zabrudziła, jak nie zdąży za drzwi… Zdążyła…

I codziennie, zaraz po przyjściu do domu, obowiązkowo spać. Niech się wali, niech się robi co chce – musiałam odreagować. Ale chyba dziś już się zmuszę do jakiegoś sprzątania. Może choć w szafie i komodzie… Żeby się nazywało, że coś zaczęłam robić…

A niektórzy ludzie, nazywający się dorosłymi, powinni się mocno stuknąć w głowę i zastanowić, czy aby na pewno wiedzą czego chcą. I czemu ja akurat muszę takich przyciągać?..

To na koniec coś optymistycznego, żeby nie było, że tylko umiem marudzić:) Za 2 miesiące się bawię w Oświęcimiu na koncercie Jamesa Blunta. Ha! I dziecko się cieszy jak dziecko:)

 

 

12 komentarzy:

  1. o bosz....pracujemy w tej samej szkole??????mam powoli dość przyp...ania sie o wszystko.wczoraj byłam w komisji w innej szkole...lekcje odbywały się normalnie, dzwonki dzwoniły o zgrozo! w czasie testu, nie było żadnych list na drzwiach i świat się kuźwa nie zawalił!!!a u nas..dżisas..jeszcze cztery dni,jeszcze cztery dni,,jeszcze....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy sprzątanie w szafie i w komodzie można nazwać porządkami przedświątecznymi;))) Jeśli tak, to czym jest moje mycie okien i pranie firanek?Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A widzisz??!! Ile razy powtarzałam, że chyba razem pracujemy?:) Przerost formy nad treścią i nic więcej... Juto normalny dzień pracy, od poniedziałku rekolekcje i rundka konferencji, i święta... Padam na pysk...

    OdpowiedzUsuń
  4. Firanki pierze pralka, a okna myć uwielbiam:) Poważnie:) Dla mnie to najlepszy sposób na pełen relaks. Zatem okna czekają na lepszą pogodę (chyba wtorek) i są ostatnie na liście przedświątecznych porządków. To szafy, szafki i komoda są moim największym koszmarem... I pewnie się teraz uśmiechasz z niedowierzaniem:) I nie jesteś jedyna, wielu tak reaguje na moje nastawienie do mycia okien:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. zgaga54@poczta.onet.pl15 kwietnia 2011 02:08

    Szafę też dziś ochędożyłam. I czuję, że było trzeba!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewutku, co jest z tymi szkołami? To naprawdę tragiczne miejsca - nikt się tam dobrze nie czuje- ani dzieci ani nauczyciele.Nic dziwnego,że coraz więcej osób chce mieć możliwość nauczania swych dzieci w domu lub w małych, kameralnych szkołach.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwyczajnie Ty jesteś Nauczycielką PUNKOWCEM żeby nie powiedzieć anarchistką :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, u mnie to trzeba - oj trzeba... Ale pucowanie tych dwóch setek trąb i jeszcze więcj uszu i nóg, chyba odłożę na ostatnią minutę, tuż przed myciem okien... I w ogóle jakoś mnie odrzuca w tym roku wyjątkowo od sprzątania... Ale już na Boże Narodzenie sobie odpuściłam, a w końcu kiedyś tak dokładniej trzeba pomachać tą szmatą ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzisz Anabell, wszystko jest dobrze póki komuś władza nie uderzy do głowy jak przysłowiowa woda sodowa... U siebie na lekcjach jestem jednostką autonomiczną i wtedy czuję się jak ryba w wodzie. Nikt mnie nie poucza, nie przestawia jak niepotrzebny mebel, nie krzyczy na mnie (!), nie udowadania na każdym kroku, że jestem niekompetentna. Szanuję moich uczniów w takim samym stopniu jak oni szanują mnie - więc łatwo się domyśleć, że są klasy, gdzie drę koty na każdej lekcji, ale z zachowaniem zasad kultury (przynajmniej z mojej strony) i takie, gdzie nawet najtrudniejsze sprawy rozwiązujemy z uśmiechem na ustach i wzajemnym szacunkiem.Niestety, nie każdy potrafi stanąć na wysokości zadania i próbujeswoje małe ego podnieść kosztem innych...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja rogata dusza czasem się po prostu nie mieści w pewnych śmiesznych konwenansach, wymyślonych na potrzeby nie wiadomo kogo i czego:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. O, przepiszę sobie Twoją notkę za jakieś trzy tygodnie, bo u nas też na pewno! będą królowały paranoidalne zachowania. A ja chciałabym w czasie matur żyć spokojem. Wystarczy, że się będę denerwowała razem z moją klasą.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyli wszędzie przerost formy nad treścią... Ech...

    OdpowiedzUsuń