sobota, 9 kwietnia 2011

spisana


I dziewczę się spisało. Internetowo, bo wyszło z założenia, że przez telefon z nikim o sobie nie będzie rozmawiać, a rachmistrza w godzinach co najmniej nieludzkich, też podejmować nie będzie. Kilkło gdzie trzeba i co trzeba, i drżało, by nie było wytypowanym do poszerzonego badania. Uff… Nie było.

Trochę jej ręka zadrżała na myszce, gdy trzeba było się narodowościowo określić. Dyskusje w gronie rodzinnym, trzeba przyznać, były dość burzliwe. Nie po raz pierwszy naciągnęła Rodziców na poważne rozmowy. Ale o tym nigdy nie rozmawiali. Czemu akurat teraz? Pewnie na fali dyskusji trwających od tygodnia wszędzie, gdzie się da... I analizując pokręcone dzieje rodziny, zastanawiali się wspólnie, kim tak właściwie są, bo z dziada – pradziada tutejsi. Czyli właściwie czyi?... Jacy – dokładniej by się trzeba było zapytać, bo czyi to wiadomo.

Niewiele większą dawkę emocji wywołała kwestia języka, jakim się posługują. Nie wiedząc jak wyglądają pytania, mieli nie lada dylemat. Bo co tu zaznaczyć? Przecież od tego z kim rozmawiają zależy jakiego języka używają. Dziewczę kilkakrotnie spotykało się z przejawami ogromnego zdziwienia ze strony rozmówców: 

- Żartujesz! Nawet nie słychać akcentu…

Ano – Nie słychać. Co nie znaczy, że go nie ma. W szkole wymagali, niemal tępili odstępstwa od ogólnie przyjętej normy. Ale w domu… Cóż – dom to dom. Do dziś w gronie najbliższych bezwiednie się przestawia na godanie, co z kolei wywołuje nową falę zdziwienia na twarzach  świadków tych rozmów. Ale tak, jak na zawołanie wyrecytuje wierszyk po rosyjsku, zaśpiewa piosenkę po francusku, tak niczego gwarą nie powie, gdy jest o to poproszona. Bo wtedy brzmi to dla niej sztucznie. Aż uszy ją bolą. Ale gdy tylko poczuje się „u siebie”, albo mocno ją coś lub ktoś zdenerwuje – nie przejmuje się tym czy i jak zostanie zrozumiana. Hmm… Taka już jest i tyle.

Ale tylko chwilę trwało zawieszenie. Aż się uśmiechnęła na widok pytań sformułowanych tak, że wszelkie wątpliwości zniknęły. Klik, klik, klik – i gotowe. Nikomu nie na złość, bez stawania okoniem, czy podążania za modą. Zgodnie z tym co jej w duszy i sercu gra. I niech piszą i mówią co chcą. Dobrze, czy źle. Ona i tak zawsze będzie sobą.

 

 

 

12 komentarzy:

  1. I tak trzymać!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a wiesz, mysmy sie spisywali przez internet, ale w trakcie spisywania były telefony OD NICH i na bieżąco korygowaliśmy pewne rzeczy

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm... mam nadzieję, że nie zadzwonią... Rodziców też w tym tygodniu spiszę internetowo, też nie mają ochoty na spotkanie z rachmistrzem..

    OdpowiedzUsuń
  4. arianka@poczta.onet.eu10 kwietnia 2011 15:30

    Niechaj kazdy czuje sie tym, kim chce, nawet polskim Eskimosem. Byleby pod tym szyldem nie przyszlo mu do glowy szkodzic innym ludziom w imie manii wielkosci lub innosci. Nacjonalizm jest niewatpliwa patologia. Bardzo niebezpieczna patologia. Wystarczy popatrzyc na zydowskich nacjonalistow - syjonistow w Izraelu, jak nie wahaja sie posunac do zbrodni w obronie swoich "praw", czy ukrainskich nacjonalistow jak dorabiaja sobie legendy, poslugujac sie antypolska retoryka. To jest chore bo Rzeczpospolita byla dla tych wszystkich ludzi kiedys jednym panstwem. I patrzac z perspektywy historii chyba nie takim najgorszym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja na razie wrzuciłam stronę w ulubione i czekam na odpowiedni czas. Może w ten weekend? Hmm, faktem jest, że muszę się sprężyć, żeby mnie rachmistrz nie naszedł o nieziemskiej porze :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. mądraś:)jeszcze się nie spisałam...jest rubryka KUNDEL????bo ja jestem co najmniej pięcio narodowościowa....a na serio,wiadomo,co wpiszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też kundel, ale nie ma się czym przejmować:) Przecież kundle są najwierniejsze i najmądrzejsze:)Rodziców też już spisałam i mamy spokój.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uznałam, że skoro ktoś mi tak ułatwia życie, to niemal grzechem byłoby na to lenistwo nie przystać:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Owszem - niech każdy będzie kim chce być, ale niech nikt mu tego nie wypomina i nie robi mu w ten sposób krzywdy. Bo słów raz rzuconych nie da się już potem cofnąć.

    OdpowiedzUsuń