wtorek, 18 maja 2010

Cz.1. Przed godziną "Zero", czyli dzień jak co dzień a noc w muzeum


Może szanowny pan Maj, beksa skończona, otarłby wreszcie nos i przestał nas moczyć? Grajdołek podtopiło i nawet Wichrowego deszcz nie oszczędził. Ale o tym to za chwilę, a raczej kiedy indziej, bo nieco dużo mi się tu nazbierało i – żeby nikogo nie zniechęcić do czytania, zrobię małą powieść w odcinkach. Bo jak widać na załączonym obrazku – dostałam się wreszcie do komputera i robię małą przerwę w przerwie. To znaczy wracam, by w przyszłym tygodniu znów zniknąć. Ale to jeszcze duuuużo czasu. Właściwie, to chciałam napisać wczoraj, ale onet uparcie twierdził, że ja to nie ja i nie pozwolił mi się zalogować...
Zatem dziś część pierwsza. Tytuł, jak wyżej:)

Nadmierne machanie szmatą przed najazdem rodziny mija się z celem, gdyż po ich wyjściu i tak trzeba będzie wszystko powtórzyć, ale z podwójnym nakładem pracy. Całkiem odpuścić sobie sprzątania też nie da rady, więc włączyłam tryb „sprzątanie normalne”, choć z dodatkową opcją zmiana firan, zasłon a nawet mycie kaloryfera (wiem, dziwne, ale tym razem było to konieczne…). I tak zapamiętale szalałam po mieszkaniu, że straciłam rachubę czasu. Do tego codziennie przybywało nowych gratów, a lodówka cudownie powiększała swą pojemność. Ciągle ktoś wchodził, wychodził i czułam się jak na dworcu klejowym w godzinach szczytu. W piątek już myślałam, że jest sobota i się dziwiłam od rana, czemu dzieci idą do szkoły… W sobotę zaś kuchnię i mały pokój opanowali szefowie kuchni, a ja zniknęłam w dużym pokoju walcząc z dekoracją stołów i zastawą stołową.
Nie, nie. Nie dałam się zwariować. Znalazłam w ciągu tygodnia czas, żeby wyjść i się spotkać ze znajomymi, czy też posiedzieć do nocy z przyjaciółmi. W sobotę, gdy wszyscy sobie już poszli, a mieszkanie wyglądało dokładnie tak, jak miało wyglądać na przyjęcie gości, też sobie poszłam. Odcięta od świata, bo nawet telewizora mnie pozbawiono (komputer wcześniej został zastawiony dobrami rodowymi), stwierdziłam iż czas na rozrywkę wysokich lotów. Toż to była słynna Noc Muzeów. Jakżeby tak, by sobie odpuścić?...
Wsiadłam w autobus i pomknęłam do Metropolii. W tym roku królowała tematyka ślubów i wesel na Śląsku w XX wieku.

  

  


Ha. Oglądając wystawę miałam pewnie minę taką jak inni zwiedzający. Czyli coś pomiędzy „ubaw po pachy” i „szacunek dla minionych pokoleń” . Ale wystawa była piękna. Spytałam grzecznie, czy można robić zdjęcia. Pani powiedziała, że dziś wyjątkowo tak, zatem dwa razy mi nie trzeba było powtarzać. Tu i tam mogłam podsłuchać rozmowy starszych osób, które pamiętały wystawione eksponaty, jako naturalne przedmioty z czasów ich młodości. Zresztą ja sama pamiętam wiele z tych rzeczy z domu mojej babci, czy też ze ‘zbiorów piwnicznych” moich Rodziców, których nie wiadomo czemu, nie chcą z tej piwnicy przynieść.
No to mały przegląd tego co zobaczyłam:

  

młoda pani w stroju pszczyńskim

  
"akcesoria" młodej pani

  

prezent ślubny dla młodego pana:)

  
odpustowa budka z sercami z piernika


Dla miłośników militariów też coś było:

  


I dla miłośników sztuki z najwyższej półki też, jak najbardziej:

  


A tam Fałat, Matejko, Mehoffer, Wyspiański, Malczewski, Gierymski, Chełmoński itd. 

Atrakcją wieczoru był pokaz mody ślubnej. Przekrojowo, przez całe ubiegłe stulecie:

Ludowe stroje ślubne z początku wieku:

  

  


Wszyscy modele – na pierwszym planie lata 70 i 80-te:

  


Gdy już zajrzałam do każdego kąta muzeum i okazało się, że do autobusu jest jeszcze trochę czasu, a wieczór jest całkiem przyjemny, poszłam pstryknąć jeszcze kilka fotek. Bo miejsca te zazwyczaj oglądam z okien autobusu:

  

  

A gdy podjechał autobus, poczułam na policzku pierwsze krople deszczu. Zanim dojechałam do Grajdołka rozpadało się na dobre. I, jak się okazało, było to zaledwie preludium, bo to co oglądamy za oknem od tamtej pory, to istny koszmar…

c.d.n.




15 komentarzy:

  1. ~smoothoperator18 maja 2010 14:28

    Witaj Ewo,No proszę, a jeszcze nie tak dawno straszyłaś, że nie masz tematów do pisania ...Chyba jednak cos musi być na rzeczy, skoro dominującym motywem jest ślub i wesele. Ej, nie wierzę w taki przypadki. Coś mi się wydaje, że los sygnał daje :-))pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No, rzeczywiście, jakby coś było na rzeczy... Zdjęcia piękne! Masz dryg!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapewniam, że nic nie ma na rzeczy:) A jak będzie, to oczywiście nie będę owijać w bawełnę:)Cieszę się, że zdjęcia się podbają. Oswajam się z nowym aparatem i - jak mówi Skosna, szaleję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie, że daje sygnały:) I oczywiście, że się uważnie rozglądam, ale jakoś jeszcze nikogo na horyzoncie nie wypatrzyłam. Pewnie, jak zawsze w takich przypadkach, pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie i z najmniej oczekiwanej strony:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~smoothoperator18 maja 2010 15:39

    A bo to deszcz pada i trudno przypuszczać, abyś coś (kogoś) sobie wypatrzyła. Ale jak tylko padać przestanie, możesz z powodzeniem zabrać się do roboty,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Udane fotki:-).Chciaż zwiedziłaś to i owo,rozruszałaś się...:-).Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. eh...w metropolii się urodziłam,pod pomnik na spacery chodziłam..rodzina nadal tam..dawno nie byłam..zawsze wpadam i wypadam,a tak połaziłabym po centrum...u nas pada.ejno!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przede wszystkim się zrelaksowałam, bo tego mi trzeba było przed niedzielą i po męczącym tygodniu, najbardziej:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przemsza wylała i zalało park i niżej położoną część Grajdołka. I dzielnice na obrzeżach też pływają. A końca deszczu nie widać...Chciałam wrzucić drugą część, ale onet znów udaje, że mnie nie zna...

    OdpowiedzUsuń
  10. ~postautoportret20 maja 2010 02:11

    so far so good....

    OdpowiedzUsuń
  11. Ewo, zazdroszczę Ci Nocy Muzealne, bo ja niestety daję się namówić w sprawdzanie matur i nie mogę pognać do mojego przybytku zabytków, ale w przyszłym roku, na pewno skorzystam z tego atrakcyjnego zaproszenia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Może tłumy ludzi mogą przeszkadzać, gdyż czasem trudno się przepchać. Ale atmosfera jest niepowtarzalna. I za rok oczywiście również mam zamiar się wybrać. I tym razem jeszcze pojadę do kopalni. Bo ona też jest udostępniona do zawiedzania:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli że byłaś wzorową obywatelką zwiedzającą muzea. Mnie się nie chciało. Może gdyby to był Luwr czy inne Prado...

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja koleżanka wraz z mężem wzięli sobie urlop na ten czas i pojechali do Gdyni, gdyż jej mąż ma fioła na punkcie wszelkich okrętów wojskowych. A to była jedyna okazja zwiedzić muzea marynarki wojennej, łącznie z ORP "Błyskawica", czy Darem Pomorza:) Ot, tak sobie wymyślii. A ja sobie co roku obiecuję, że tym razem, to obowiązkowo Kraków będzie na Noc Muzeów, ale co roku pojawia się inny powód, by jednak zostać na miejscu i zobaczyć, co tym razem oferują nasz muzea:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń