czwartek, 20 maja 2010

Cz.3. ostatnia. Czyli czasem dobrze mieć sąsiada


Wizja otwartych w suszarni okien, przez które przelewają się hektolitry wody chyba dodała mi skrzydeł. Zdjęłam mój boski fartuszek w gruszki i popędziłam po schodach do góry. Piętro wyżej bowiem, zamiast mieszkania, jest suszarnia. Ale na siódmym i ósmym już są normalne mieszkania. Ot – taka pozostałość po latach 80-tych.
Zadzwoniłam do sąsiadki, która ma klucze do tego pomieszczenia, wyjaśniłam co mnie sprowadza w niedzielę o tak nieludzkiej porze i pełne obaw weszłyśmy obie do środka. Okna co prawda były zamknięte, ale okazało się, że są tak nieszczelne, iż woda strużkami wypływała z ram, znad i spod parapetu i ściekała po ścianie w dół. Na podłodze była już spora kałuża, ale to jeszcze nic. Bo i cały sufit mokry! I kapało sobie w najlepsze. Czyżby sąsiadka z siódmego?...
Pobiegłam jeszcze piętro wyżej. Kobieta nie miała pojęcia, że jej kuchnia i mały pokój zamieniły się w zbiorniki wodne. Źródło wycieku? Parapety… W ruch poszły wszystkie stare szmaty i ręczniki. Ona zbierała wodę ze swojego mieszkania, ja z sąsiadką z szóstego tamowałam wyciek w suszarni, a Siostra ze Szwagrowskim wycierali wodę u mnie, żeby nie pociekła niżej. Ale sąsiedzi z dołu nie przyszli, czyli nie pociekła.
I, gdy wydawało się, że sytuacja opanowana, bo choć nadal przez całą noc z nieba leciały wiadra wody, w mieszkaniu było już sucho, w poniedziałek rano obudził mnie sąsiad z czwartego:
- Czy ma pani może mokro w kuchni i tym małym pokoju? – spytał.
- Rany, zalałam pana! – obudziłam się w momencie. – Ma pan zacieki na suficie?
- Nie… - spojrzał na mnie dziwnie. – Spod parapetów się nam leje, pełno wody mamy już na podłodze i przyszedłem sprawdzić, czy to tylko u mnie, czy wszędzie. Bo u tych na trzecim też się leje, ale na szczęście ich nie zalałem.
- Uff… - odetchnęłam w duchu, ale na głos dodałam: - U sąsiadki na siódmym jest to samo, też przez parapety się leje. Myślałam, że was zalałam, bo mnie wczoraj zalała suszarnia, a suszarnię właśnie ta pani z siódmego i wszystko pociekło do mnie – wyjaśniałam, gdy sąsiad z niedowierzaniem sprawdzał, że faktycznie pod parapetami mam sucho. 
A kilka godzin później spotkałam w windzie sąsiadkę z ósmego i… też ją zalało przez parapety.
I tak sobie wymyśliłam. Nie znam się na budowlance, ale chyba logicznie rozumuję. Otóż 4 lata temu blok był ocieplany, tynkowany i malowana elewacja. A przy okazji tegoż remontu wymieniono wszystkie zewnętrzne parapety. I tak mi się wydaje, że je źle umocowano, skoro niemal wszystkim się przez nie lało. A czemu u mnie pod parapetami było sucho? Bo wymieniałam jakiś czas potem okna i chyba mi wtedy te parapety lepiej przymocowano. Zalało mnie za to od góry…
Od wczoraj nie pada. Nad ranem trochę kropiło. Grajdołek zalało w niżej położonych częściach. Między innymi park i niektóre uliczki, które niedawno oglądaliście na zdjęciach. Na niebie ciężkie chmury i ani skrawka czystego nieba.
A wczoraj kupowałam olejek do opalania. I zupełnie nie rozumiem, czemu ludzie tak dziwnie na mnie patrzeli:)
Przecież za tydzień o tej porze będę już tam, gdzie lazur nieba konkuruje z wszelkimi odcieniami błękitu morza…




15 komentarzy:

  1. Do PZU o odszkodowanie trzeba iść.Nie czekajcie aż was całkiem zaleje.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~roztrzepaniec20 maja 2010 13:57

    Ładna robota panów budowlańców, że przez parapety zalewa! Wystarczyłoby przecież pianką wypełnić, taką co się utwardza po jakimś czasie. Tu u nas niestety to samo - okna szczelne, a spod parapetu wieje, że hej. I ściana pod spodem jak leje cała mokra. Szkoda gadać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Straty nie są wielkie, a kuchnię i pokój i tak mam przed remontem. A poza tym... moja polisa ubezpieczeniowa jest w rękach banku, więc i tak nic mi z tego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że mi przy montażu okien poprawion te parapety, bo nie wyobrazam sbie, jakby to było, gdyby lało się i z sufitu i spod parapetu:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. no to pięknie się panowie budowlańcy popisali!i to prawda,dobrze mieć sąsiada:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry sąsiad to skarb! Dobry parapet to SKARB!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas jakimś cudem ocieplanie budynku nie spowodowało większych strat, ale mi wyraznie zwęziło loggię, bo płyty były grubości 10 cm.A to "zjawisko" po deszczowe powinniście wszyscy zgłosić do ADM, bo oni powinni teraz egzekwować od tamtego wykonawcy poprawki no i muszą też wydać opinię do ubezpieczyciela.Generalnie to drżę przy wszelakich "ulepszeniach", bo jedno poprawią a drugie spieprzą.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak pech, to pech. Mam szczęście, że u nas nie padało, Odra 10 kilometrów od miasta, średniowieczna rzeczka, która kiedyś płynęła przez mój gród, skryła się gdzieś pod ziemią. Wszędzie mogę się poruszać suchą stopą i współczuję wszystkim zalanym.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale tego dalszego sąsiada. Bo o tych z mojego piętra, to można by pisać i pisać...

    OdpowiedzUsuń
  10. i to parapet dobrze zamontowany:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak się dowiem, że ekipa przyjedzie poprawiać parapety, to dam oświadczenie na piśmie, że nie wyrażam zgody, bo moje nie przeciekają. Jeszcze będzie tak jak piszesz - zamiast poprawić, to popsują. W każdym razie, po każdej fali deszczu (a leje przeciętnie co godzina przez kilkanaście minut, nawet leciał grad przed godziną), spoglądam z niepokojem na sufity i gdy tylko mi choć kropelka jeszcze spadnie - nie odpuszczę, choćbym miała się po sądach włóczyć. W przyszłym roku chcę robić remont w kuchni. Ale przecież nie może mnie zalewać po każdej ulewie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Z tego co słyszę, Odra jakoś wolniej przybiera niż Wisła, ale idzie już fala w dół rzeki. Gdy oglądam te zalane miasta i wioski, to aż się czasem wierzyć nie chce, że 7 km od głównego koryta rzeki jest rozlewisko głębokie na prawie 9m. Miejmy nadzieję, że pora deszczowa szybko się skończy i powoli sytuacja będzie wracała do normy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zrozumiałam:-).Pozdrawiam cieplusio**

    OdpowiedzUsuń
  14. Ewo, przypomniałaś mi moje stare mieszkanie, każdy troszkę większy deszczyk to były kałuże na podłodze, większy wiatr, to głuche dudnienie w mieszkaniu, a upał to sauna w pokojach i lepki pot ociekający po ciele. Współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam tylko nadzieję, że więcej takich rozrywek mi już nie będzie dane przeżywać:)

    OdpowiedzUsuń