środa, 19 maja 2010

Cz.2. Czyli od potopu do potopu


No i się rozpadało. Całą niedzielę lało. Jeszcze mało brakowało, a nie dojechalibyśmy na komunię
. Rano Szwagrowski przywiózł ciasto i miał zabrać Mamę i mnie, zostawić przed kościołem i podjechać po Siostrę i Wiewiórę. Ale auto się było rozkraczyło przed blokiem i stwierdziło, że w taką ulewę to ono się nie będzie włóczyło dziesiątki kilometrów po zalanych drogach. W ruch poszły więc telefony i zmobilizowana rodzina ruszyła z odsieczą. Dzięki temu wszyscy zdążyli na czas. Z najważniejszą osobą na czele.
Dawno nie byłam na takiej komunii. Obie z Mamą cały czas walczyłyśmy z falami wzruszenia. Mały kościółek, świeżo odmalowany przez ojców i przystrojony przez matki. Komunistów sztuk sześć: trzy dziewczynki i trzech chłopców. Wszyscy w jednakowych strojach liturgicznych. Skromnych, ale tak pięknie wyglądali. A Wiewióra z nich najmniejsza. Zresztą ona i jej koleżanka to jeszcze przedszkolaki – obie chodzą do zerówki i proboszcz się bardzo cieszył, że to pierwsza od wielu lat wczesna komunia w ich parafii. Pozostała czwórka to drugoklasiści. I wszyscy zaangażowani w liturgię. Dwóch chłopców przeczytało czytania (i nikt by nie powiedział, że to ledwie druga klasa – rodzice chyba godziny poświęcili, by synowie tak płynnie przeczytali), a dziewczynki zaśpiewały psalm. I to nic, że sfałszowały, bo przynajmniej fałszowały wszystkie na tę samą melodię:) I śpiewały z głowy, bo przecież tylko jedna z nich już potrafi czytać:) Ojcowie przeczytali modlitwę wiernych, dzieci zaniosły dary itd. No i oczywiście wierszyki. Nie trzeba było się zastanawiać, które dziecko jest czyje, bo mamy kiwały głowami w rytm słów swego dziecka i szeptały pod nosem recytując razem z nim. Oto czym się różnią komunie – masówki, gdzie ważniejsze od samej komunii są ślubne suknie małych pań młodych i prezenty, od małych kameralnych parafii, gdzie to co najważniejsze nie umyka, a rodzice przygotowują się i przeżywają całą uroczystość razem z dziećmi. I to dosłownie.
Szkoda tylko, że deszcz nie odpuścił ani na chwilę i nie można było zrobić zdjęć w pięknym przykościelnym ogrodzie. Za tło musiały wystarczyć zielska zarastające hacjendę:

  

Gdy potop rodzinny zalał mieszkanie i zajął z góry upatrzone pozycje przy stole, dzieciaki, po zaspokojeniu pierwszego głodu, zabrały się do zabawy. Niestety ich dotychczasowe miejsce zabaw zostało zamienione w skład sprzętu wszelakiego, zatem zaanektowały na swoje cele przedpokój i – jak widać, czuły się tam całkiem dobrze:)

  


  

(to szare z czerwonym to mój Bubu, bez którego żadna zabawa nie jest zabawą)



A ledwo ostatni komunijny gość wsiadł do windy, dobiegło mnie z kuchni zaniepokojone:
- Siostra, a co tu się wylało?
Weszłam z kolejną porcją brudnych talerzy i spojrzałam w stronę okna, gdzie stała Sis. A tam – jak parapet długi i szeroki, ogromna kałuża. Zaczęłyśmy wycierać, szukając przy okazji źródła wycieku. Nagle coś mi kapnęło na rękę. Spojrzałam do góry i nogi mi się ugięły. Leje się z sufitu!

c.d.n. 



14 komentarzy:

  1. No to miałaś komunię z przejściami,heh...Nie do smiechu nawet...:-/Ta wiewióreczka to Twoja córcia?Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi pasuje taka komunia:)ale bez wody!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, Siostrzenica. Ale jestem jej chrzestną, więc prawie jak matka.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Woda w takich ilościach + gratis z sufitu, to faktycznie lekka przesada:)

    OdpowiedzUsuń
  5. I co z tym sufitem???

    OdpowiedzUsuń
  6. ~postautoportret20 maja 2010 02:23

    Widzisz, bo ten świat, w którym żyjemy idzie właśnie w drugą stronę, niż tę którą pokazałaś, gdzieś po drodze między soc-realizmem a dekomunizacją, przybraliśmy wartości demokracji i wolności, która miała wraz z demokracją się pojawić...nie nie powiem nie tęsknie za tamtymi układami ale za ludźmi, którzy wtedy byli po prostu inni. WTEDY nie ważne było co dostałeś na komunię, ale kto na nią przyszedł, teraz liczy się ten kto dał droższy prezent...i tylko czasem łza kręci się w oku...a odnośnie demokracji...Wiesz, przeczytałem gdzieś ostatnio bardzo mądre zdanie...."czy możliwość kupna nowego auta czy domu jest wystarczającą ceną za - niewolnictwo???" A wolność...hmmm ...cóż ilość kamer, która nas otacza...mówi za siebie...pozdrawiam i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewutku, to znaczy,że może być normalnie i duchowo. No ale tych potopowych historii to Ci jakoś nie zazdroszczę. Powiem Ci coś na ucho: u mnie w tej chwili świeci słońce, ale to ponoć tylko stan przejściowy.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uroczystość komunijna wspaniała, niepodobna do tych z wielkich blokowisk, ale z niepokojem czekam na ciąg dalszy tych "atrakcji" pokomunijnych. Chyba nic Ci Ewuniu nie grozi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sytuacja opanowana. Choć szmaty i ręczniki ciągle w pogotowiu..

    OdpowiedzUsuń
  10. Słonko - ostatni raz widziane chyba w sobotę. Pilnie poszukiwane!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiadomym, że świat idzie do przodu i cofanie się jest bez sensu. Szkoda jednak, że w swej postępowości zatraca to, co warto zachować. I dobrze przy tej okazji zadać sobie stare jak świat pytanie "Mieć, czy być?".Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ma piękne, artystyczne zacieki...

    OdpowiedzUsuń
  13. Porażające zakończenie miłej uroczystości:(Współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. I całe szczęście, że nie byliśmy nigdzie w lokalu, tylko wszystko było u mnie w mieszkaniu. Pewnie zalałoby mi całe mieszkanie i dodatkowo zalałabym sąsiada z dołu i wtedy dopiero byłby horror...

    OdpowiedzUsuń