poniedziałek, 3 maja 2010

I już majowo


Nie tak dawno, jak kilka dni temu, mówiłam Mamie, że jaskółki jeszcze nie przyleciały. I o ile mnie wzrok nie myli, to właśnie jakieś dwie mi śmignęły przed oknem. I znowu będą wciskać swe wścibskie łebki do pokoju i nie zważając na godziny bardzo wczesno poranne, świergolić po swojemu, budząc przy okazji takie śpiochy, jak ja chociażby:)
Pierwsze dwie komunie mamy już za sobą. Nigdy nie przypuszczałam, że bycie gościem może być bardziej męczące niż bycie gospodarzem imprezy. O rany:) Ale wszyscy byli wykończeni. No bo ile można siedzieć i jeść. Na weselu przynajmniej można pohulać na parkiecie, no ale trudno zamieniać przyjęcie komunijne w dyskotekę. Dzieciaki szybko znalazły sobie zajęcie i uciekły do swojego pokoju, zaglądając jedynie czy na stole pojawiło się coś wartego ich uwagi. Oczywiście rodzinna tradycja została podtrzymana i rano padał deszcz (na naszych komuniach też lało, gdy szliśmy do kościoła), ale na szczęście już w czasie mszy się rozpogodziło i „wytrzymało” do wieczora. Dzieciaki były piękne: dziewczynki w mertowych wianuszkach na głowie i prostych, jednakowych sukienkach, a chłopcy w ciemnych garniturach. Młoda jednak i tak była najszczęśliwsza, gdy wreszcie mogła ubrać spodnie, bo całą mszę i popołudniowe nabożeństwo walczyła z, jej zdaniem, gryzącą sukienką i drapiącymi rajstopami. Młody z kolei był nieszczęśliwy, że musi mieć przypiętą do kalpy garnituru jakąś zieloną wiecheć (stroik z merty) i w akcie rozpaczy tak mocno tulił się do świeczki, że marynarka nadaje się do czyszczenia. Cóż, dzieci. 

       

                                     



Następna impreza komunijna za dwa tygodnie i oby nic nieprzewidzianego się do tego czasu nie wydarzyło. Roboty trochę jest, ale i z tym sobie poradzimy.
I niesamowicie miło wspominam tegoroczną majówkę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz w całości poza domem. I nie bolało:) Ale w takim towarzystwie to ja mogę częściej.





14 komentarzy:

  1. No slicznie ale...skąd na to wszystko bierzesz kase???.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewo, imprezy komunijne w moim środowisku stają się ostatnio obiadami z wykwintnym deserem i bardzo często w restauracjach, co powoduje, ze po cześć gości zabiera się do siebie, a inni spacerując do domu młodych "komunistów" też mają rozrywkę. W ten sposób zmęczenie, zwłaszcza gospodyni, która mamą najważniejszego uczestnika uroczystości jest, nie jest takie duże. Ale świetnie, że majówka się udała, ja tez mam inaugurację sezonu ogrodowego za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja dopiero trzydziestego maja na komunię jadę,jako gość, swoje już dawno mam z głowy:),obie robiłam w domu,bo mam warunki-a dzieci zostały po komunii oddelegowane do ogródka i był spokój!ta kolejna tez w domu z ogrodem i jak pamiętam poprzednie dwie,to dzieci też dostały eksmisję na dwór,zabrały sobie gry-dostały od nas jengę,co było doskonałym pomysłem bo mieliśmy spokój i mogliśmy się objadać...a potem tydzień odwyku od jedzenia:))))bardzo lubię zielone wianki na głowach:)a w Rabce jak ja szłam do komunii,to dziewczynki zamiast świecy miały lilię św Józefa,ciekawe,gdzie w Polsce jeszcze jest taka tradycja?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech... Gdyby nie fatalna pogoda, to dzieciaki by się same oddelegowały do ogródka, no ale niestety... Ale dały sobie radę, zajęły się same sobą i nikomu nie zawracały głowy:) Gorzej będzie u mnie. Ale, że potrzeba matką wynalazków, to i coś się wymyśli:)

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas, jak się okazuje, lokale na przyjęcia komunijne są rezerwowane z rocznym wyprzedzeniem nawet! Prawie jak na wesele. Cieszę się, że jedno minęło. Teraz tydzień spokoju i będzie trochę więcej zamieszania i uciązliwości, gdyż druga komunia odbędzie się u mnie. Ale i to minie. A potem już normalność:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli na co? Na prezenty? W mojej rodzinie panuje w tej kwestii dość zgodna opinia - to nie prezenty (czy też pieniądze) są w tym dniu najważniejsze. I to się wpaja kolejnym pokoleniom od najmłodszych lat. A w momencie, gdy wszystkie wnuki moich Rodziców idą do komunii w tym samym roku, nawet nie ma dyskusji na temat prezentów. Musielibyśmy chyba napaść na bank:) Co też nie znaczy, że dzieciaki nic nie dostały:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiecheć u Młodego rzeczywiście taki ,,ogromniasty'', że ledwo chłopię widać! )))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewutku, ładne te"Młode"! I jakie poważne.To niezły pomysł,żeby dziewczynki miały jednakowe sukieneczki.Znajoma mi pisała,że u nich dziewczynki szły do komunii w galowych strojach szkolnych- granatowych spódniczkach i białych bluzkach. Bluzeczki były wszystkie jednakowe.A chłopcy w białych koszulach, granatowych spodenkach i granatowych kamizelkach. A wszystko po tym, jak w poprzednim roku jedna z dziewczynek była "ugaszana", bo miała jakieś koronkowe troczki we włosach i się taki troczek zapalił.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bo mimo wszystko, bardzo dużo zależy od samych rodziców. W końcu to dorośli narzucają wzorce. A pomysł ze strojami szkolnymi też ciekawy. A ile wydatków przy okazji mniej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawda?:) A jaki krzyk był, że takie toto wielkie. Ale przestał marudzić, gdy zobaczył, że koledzy to naprawdę mają wiecheć:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~smoothoperator4 maja 2010 15:29

    Znaczy się, Ewo, że w Twoich stronach przyrost naturalny nie pozwoli zginąć śmiercią naturalną szkołom.Mnie zawsze przytłaczał ten komunijny przepych, choć jak by nie patrzeć, to ważna uroczystość w życiu ... no właśnie, czy bardziej komunistów, czy rodziców....,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. niestety częściej dla rodziców...

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Czarny Ptak5 maja 2010 22:35

    Sympatycznie się czyta, że nie wszędzie panuje kult imprezy na maksa z okazji Komunii. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja rodzina jest chyba jednak bardzo konserwatywna pod wieloma względami:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń