wtorek, 8 września 2009

do trzech razy sztuka?


Po czterech godzinach spacerowania po drabinie góra – dół, miałam wrażenie, że ktoś mi zamienił ręce i nogi na nie moje… Podobno wysiłek fizyczny jeszcze nikomu nie zaszkodził, tylko dlaczego kolana mi się dziwnie uginają zbyt często i niekoniecznie wtedy, kiedy trzeba? :)
Cóż. Po weekendowym wysiłku intelektualnym, przyszedł i czas na wysiłek fizyczny, czyli remont u Rodziców.
Mam dość sporo czasu, zatem z czystym sumieniem wypełniam go tym co lubię. I dlatego też weekend spędziłam na…konferencji. Może miejsce i tematyka niezbyt miło się kojarzą, w końcu to Oświęcim, ale to jest właśnie to, czym zajmuję się od dobrych kilku lat.
Gdy meldowałam się w hotelu dostrzegłam na liście znajome nazwisko. Nie widziałyśmy się 5 lat. Więc jak za starych dobrych czasów na podyplomówce, zamieszkałyśmy w jednym pokoju i jak dawniej, w każdej wolnej chwili, prowadziłyśmy długie rozmowy, wymieniając się pomysłami i doświadczeniami, nie uciekając też przed wrażeniami wyniesionymi z zajęć. A że nagadać się nie umiałyśmy, poszłyśmy nawet na wagary. I to w większym gronie. Zwłaszcza, że pani prowadząca jeden z warsztatów miała zadziwiający dar zanudzania zebranych. O wiele więcej zyskałyśmy dzięki dyskusji (jak najbardziej związanej z naszą pracą) przy pysznej latte i jeszcze pyszniejszej szarlotce na ciepło z gałką lodów i bitą śmietaną… Mmmm…. Jeszcze teraz czuję ten smak…
Zawsze przyjeżdżam z takich konferencji naładowana energią i z głową pełną pomysłów. Oczywiście jestem do tego zmęczona jakbym nie wiem jak ciężkie dniówki przepracowała. A tu jeszcze była perspektywa skakania po drabinie niemal cały dzień.
Ale zanim wczoraj wdrapałam się na drabinę, z samego rana zameldowałam się w gabinecie głównej dyrekcji, prosząc o zgodę na wyjazd na seminarium naukowe. Kobieta się rozanieliła, że nie ma idealniejszej sytuacji. Przynajmniej nie będzie musiała znowu pytać radców prawnych ani do kuratorium dzwonić, że jej pracownik chce lecieć na drugi koniec świata, by się doszkolić i jak go tu oddelegować, by wszystko było zgodnie z przepisami. Wtedy nie było problemów to i teraz by nie było, ale skoro nie pracuję – jest idealnie..
Podpisała mi gdzie trzeba i obiecała trzymać kciuki za powodzenie w tym całym castingu. Bo wysłanie aplikacji to dopiero początek. Chętnych jak zawsze dużo, a miejsc niekoniecznie. 25. Na całą Polskę.
Gdy, po wczorajszych figurach akrobatycznych przy klejeniu tapet, zwlokłam się dziś z łóżka i uznałam, że obie nogi są jak najbardziej moje, zrobiłam rachunek sumienia, wypisałam samochwałkę( czyli próbowałam przekonać szanowną komisję rekrutacyjną, że jestem właściwą osobą do udziału w seminarium), włożyłam całą dokumentację do koperty i kaczym krokiem podreptałam na pocztę. O rany… Kiedy ja miałam ostatni raz takie zakwasy?? Chyba jakaś gimnastyka by się przydała częściej, albo co….
Za to gdy weszłam do Rodziców… Mama załamana, Tata zły. Gdy wychodziłam wieczorem, wszystko było normalnie. Tapety wisiały, nawet sobie schły. Co prawda trochę na nie wymyślałam, bo jakieś dziwne były i nie kleiły się jak zawsze. I proszę. Pomarszczyły się przez noc w tak oryginalny sposób, że nie sposób tego opisać… Jak długo kładę sama tapety, zdarzyło mi się takie cudo pierwszy raz. Szok. To nie może tak zostać. Trzeba rwać i kleić na nowo.
Mama w płacz. Przecież to dodatkowy wydatek w ich skromnym budżecie. Przeszukałam plecak. Znalazłam kartę. Idziemy do sklepu.
Z miną znawcy obejrzałam dokładnie wszystkie tapety, które wpadły Mamie w oko. No ale, cóż ja – magister historii o dość specyficznych zainteresowaniach zawodowych, mogę wiedzieć o tapetach ponad to, co sobie wymacam w sklepie...
Kupiłyśmy. W tym czasie Tata rozpoczął dzieło zniszczenia. I co się okazało? Tam gdzie tapety odeszły – można było zerwać bez problemu. Tam, gdzie się przykleiły – najchętniej odeszłyby razem z tynkiem lub wcale… Wrr..
Mam nadzieję, że jutro obędzie się bez żadnych niespodzianek i nie będzie czegoś w rodzaju „Do trzech razy sztuka”…





22 komentarze:

  1. Ewutku, to kropne z tymi tapetami! A mnie kładli nowe rury gazowe i prowadzili je przez kuchnie i pokój na klatke schodową. Gdy już przeżyłam ten huk i kurz i posprzatałam, to dziś sobie przypomnieli, że nie sprawdzili szczelności i okazało się nieszczelne na zaworze i....znów miałam sprzątanie.Dobrze,że można rzucać brzydkimi wyrazami w myślach. Miłego Ewutku, aplikację przyjmą, jesteś dobra

    OdpowiedzUsuń
  2. To rzeczywiście nieszczęście z tymi tapetami.U mnie też podobne kłopoty. Tapeta odchodzi i trzeba będzie zrobić poprawke. U mnie robi to młodszy syn złota rączka.Kiedyś sama tapetowałam,teraz już na szczęście nie muszę. Pozdrawiam Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj. Nie jestes czasem blizniakiem?... Drabina... Moja Droga,spacer po niej to nie jest relaksujace zajecie,hi hi...lepiej zrobic male cwiczenie rozluzniajace miesnie...po drabinowym wysilku oczywiscie...Tyle napisalas,ze braknie mi strony na odpowiedzi,hi hi...ale dobrze sie jest wygadac,zawsze lzej na duszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Horror z tymi tapetami.Ja mam ocieplanie budynku.Śmierdzi strasznie bo jakimś klejem smaruja.Zapach starej "sławojki"! Ohyda!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja rok temu zrywałam tapety u dziewczyn...z tynkami niestetyż..na szczęście chciały malowane ściany,chropowate,to nabyłam goldband,rozmieszałam drewnianą łyżką w wiaderku po ogórkach i szpachlą nierówności porobiłam.a potem na to śliwkę węgierkę.łatwo nei było,bo nierówności utrudniały.a najgorzej jak tapety z sufitów zrywałam i ten tynk mi w oczy wpadał..tapetowanie jest fajne,ale czasami daje w kość!dasz radę:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak, nie ma jak rzucanie brzydkimi wyrazami w myślach:) W przeciwnym razie przekleństwa nie schodziłyby z ust... Sytuację opanowaliśmy. Zawzięłam się i w końcu uparta tapeta zeszła, choć pochłonęło to sporo czasu. Dziś kończymy. Tzn. mam taką nadzieję, że skończymy i nie będzie więcej żadnych niespodzianek:) Dziękuję za wiarę we mnie. Bardzo bym chciała znów tam pojechać, ale na odpowiedź muszę czekać do października... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A u mnie tak się ułożyło, że to ja jestem naczelnym majstrem rodzinnym od remontów. Lubię to więc chętnie pomagam, ale takie coś zdarzyło mi się pierwszy raz, więc aż wszystko się we mnie zagotowało. Ale już wszystko pod kontrolą:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie jestem bliźniakiem. Choć dwie ryby to też jakby bliźniaki:)) Wczorajsze spacery po drabinie dodatkowo rozruszały moje mięśnie, w każdym razie dziś ruszam się trochę lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy u mnie ocieplali blok na szczęście nic nie śmierdziało, a z panów robotników jeszcze miałam taki pożytek, że jak przyjeżdżał do mnie kolejny transport z materiałami do remontu (akurat się wprowadzałam i remonotowałam mieszkanie) to łapali za kolejną wykładzinę albo paczkę paneli i tachali je hurtowo do góry. Tylko, że jak potem wisieli na rusztowaniach to też i hurtowo do mnie krzyczeli "Dzień dobry szefowo":) No i jak tu potem przejść spokojnie koło własnego bloku?:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ooooo... To jak przyjdę dziś i się okaże, że znowu coś się odklei albo jeszcze coś gorszego (tfu, tfu...) to będę się wyżywać szpachelką. Ale wczoraj nic nie wskazywało na katastrofę, więc mam nadzieję, że jak to wczoraj pięknie ładnie zawisło, tak będzie wisieć następne kilka lat:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Effko, z tapetami nic nie poradzę, bo tez nic się na tym nie znam. Ale jak to mówią "ćwiczenie czyni mistrza" to i Ty się wyszkolisz.A o konferencjach mam takie samo zdanie co Ty. Ciekawe, że właśnie na takich spotkaniach spotykasz fajnych podobnie myślących kolegów i koleżanki. Ja jeszcze też jak się tylko udaje biegam na spotkania naukowe. Życzę sukcesu w kwalifikacji, a po powrocie napisz o tym.

    OdpowiedzUsuń
  12. arianka@poczta.onet.eu10 września 2009 20:06

    Przed położeniem tapety ściany trzeba solidnie umyć wodą. Potem zaś nieco odczekać aż podeschną i dopiero wtedy kłaść klej i tapetę. To podobno stanowi warunek udanego tapetowania. Ale najlepiej zapytać w najbliższej Castoramie specjalistów, którzy też oferują trening praktyczny. Osobiście wolę ściany malowane aniżeli tapetowane. Ale i fajna tapeta może mieć swój urok ...Minął 1 września. Zbliża się 17 września. Jak to jest z tą względnością prawd historycznych? Czy na pewno Putin ma uzasadnione prawo do wypominania Polsce pakt o nieagresji z Niemcami, jako formie rzekomej współpracy antysowieckiej? Bardzo jestem ciekawa Twojego podejścia do historii i historycznych faktów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmm.. Ja w swej pysze myślałam, że się znam i tu taki piskus od losu:) Ale już wszystko wisi, nic się nie odkleja, meble ustawione dzięki wsparciu całej męskiej części rodziny, więc teraz niech już sobie tylko Rodzice układają co i jak chcą. A i nauczkę na przyszłość mamy wszyscy.Jak mnie zakwalifikują, to napiszę. Nawet notes wezmę ze sobą, by nie było jak na wczasach:)) Ale póki co ciągle odpowiadam na jakieś pytania, uzupełniając informacje zawarte w aplikacji. I nie wiem, czy to dobrze, że się dopytują, czy może uznają, że to i tak ciągle za mało... Ech...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszystkie punkty zostały wypełnione, zasady tapetowania zachowane i masz ci los:)) Wypadek przy pracy, czy jak to tam nazwać. Żeby człowiek nie popadł w samouwielbiebie, to mu czasem trzeba nosa utrzeć - i tak się właśnie stało tym razem. Ale już wszystko w porządku, a my wszyscy mamy nauczkę.Arianko, ja nie wiem, czy pan Putin może nam wypominać układ z Niemcami czy nie. Radziecki punkt widzenia na historię jest tak specyficzny, że racjonalnie nie można go wytłumaczyć. Tylko, że wypominając nam układy z zachodnim sąsiadem, zapomniał, że z ZSRR też mieliśmy układ o nieagresji, zawarty wcześniej, bo w 1932. Początkowo na 3 lata, ale w 1934 przedłużony o następne 10 i miał on obowiązywać do 31.12.1945... I w układzie tym wyraźnie napisano, że gdyby Polska lub ZSRR stały się obiektem agresji, druga strona zachowa neutralność. Więc 17 września 1939 Rosjanie "zachowali neutralność" biorąc "jedynie" pod opiekę ludność polskich kresów wschodnich....Nie uważam, by układ z Niemcami był wymierzony przeciw Rosjanom. Wynikał raczej z polityki równowagi prowadzonej przez Piłsudskiego: jeżeli zawieramy układ z Rosjanami, musimy też z Niemcami, by zachować równowagę stosunków na linii wschód - zachód.

    OdpowiedzUsuń
  15. Super chłopaki.Moi też fajni,pies na nich warczy a oni się nim zachwycają!Tylko ten klej tak śmierdzi....

    OdpowiedzUsuń
  16. Remont, remont i... ja już nawet o nim nie mogę czytać a co dopiero pisać :) Pozdrawiam i życzę cierpliwości i wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja chwilowo też nie chcę słyszeć tego słowa:) Tak na miesiąc, może dwa... Potem cały ten cyrk obejmie mój przedpokój.... I to się dopiero będzie działo, hihi:)))Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Haha...zapomnialam,ze rybki sa podwojne,hah... Milo mi,bo rybki sa mi duchowo biiskie. Blizniaki tez... Ja i owszem,rozruszalam miesnie ale co drabiny to takze dostaje glupawki. Moze na ten lek wysokosci? A raczej przestrzeni... Kiedy mam na nia wejsc zaraz panikuje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Muszę Ci się pochwalić, że jestem specjalistką od tapetowania i to ja zawsze dyrygowałam moim mężem. Teraz gdy mamy wygładzone ściany, nie tapetujemy. Jedynie przedpokój jest wytapetowany, bo już nie miałam siły na patrzenie, jak pan Boguś kurzy mi w przedpokoju, więc skończyłam 40- dniowy remont i zatapetowałam resztę.Pozdrawiam koleżankę- tapeciarkę.

    OdpowiedzUsuń
  20. 40 dni remontu to zdecydowanie o kilkadziesiąt za dużo... Kilka dni i człowiek marzy o końcu, a tu tyle dni... Podziwiam i nie dziwię się, że w końcu wzięłaś sprawy we własne ręce. Też nie lubię gdy mi ktoś pali w mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  21. No i chyba się rozpisywać nie muszę, dlaczego w czasie remontu najchętniej uciekłabym na drugi koniec świata. Choćby i na najnudniejszą konferencję. A propos, życzę Ci, byś się w owej szczęśliwej dwudziestce piątce znalazła, życząc jednocześnie, by TA konferencja przyniosła same słodkie owoce :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. I od tej konferencji zależy rozmiar remontu, który tym razem czeka moje mieszkanie... Jak pojadę - trzeba będzie zastosować wersję oszczędnościową, czyli to co niezbędne. Gdy mnie nie zakwalifikują - pieniądze odłożone na bilet samolotowy przeznaczam na gruntowny remont, a wtedy oddaję klucze do mieszkania i wyprowadzam się pod most. Wrócę po wszystkim:)

    OdpowiedzUsuń