sobota, 26 września 2009

rrrrrremont...


Na dźwięk słowa „tynk” dostaję uczulenia, a na pytanie „jaki kolor?” – wysypki. Niekoniecznie kolorowej.
Niech się to już zacznie, bo będzie nadzieja, że się skończy. Znam już chyba wszystkie sklepy i centra budowlane w okolicy. I mnie też tam już znają. Już wiem czym jest kornik, baranek, piasek pustyni itd. I że kolor łososiowy wcale nie musi się różnić od brzoskwiniowego sadu, a letni poranek może śmiało konkurować z pudrowym różem….
Nie, to naprawdę nie dla mnie. Są ludzie, którzy spojrzą i już wiedzą, że to i to, i że będzie pasować. A ja nie z tych niestety. Szewskiej pasji można dostać, gdy ciągle się słyszy ode mnie „No nie wiem, nie bardzo”. I wtedy od nowa. Wszystkie katalogi, wystawy, a ostatnio już nawet strony internetowe. Godzinę siedziałam przy komputerze z majstrem od ścian i szaf, bo za nic nie umiałam mu wyjaśnić o jaki tynk mi chodzi. Potem trzeba było się zdecydować jaki kolor szaf i ścian, żeby to zagrało… Rany… Z tymi ścianami to ja się wstrzymam, jak już szafy będą stać. Bo ten co sobie wymyśliłam i w katalogu wypatrzyłam, zobaczyłam wczoraj w centrum budowlanym, tak na żywo. O mało nie padłam trupem. Moja wyobraźnia podsunęła mi wizję wchodzenia do mieszkania w tym cudacznym i całkiem „nie moim” kolorze i od razu poczułam się obco we własnym domu. Najchętniej całe mieszkanie wymalowałabym bowiem we wszystkie odcienie żółci, brązu, beżu i pomarańczu. 
Zielone są kwiatki w doniczkach a niebieskie niebo za oknem – oto mój stosunek do tych dwóch ostatnich kolorów odnośnie ich miejsca w mieszkaniu.
Zdenerwowana jestem, bo pierwszy raz ktoś obcy będzie mi coś robił w mieszkaniu. Do tej pory zawsze wszystko sama. Ten tynk to też niby sama bym dała radę. No ale jak już będzie z tymi szafami walczył, to niech na całym froncie rozwinie kampanię wojenną. Ja mu tylko jeszcze te szafy narysuję, żeby wiedział co i jak ma wyglądać. No tak – szafy to sobie już sama wymyśliłam. On mnie tylko skorygował i doradził rozwiązania. Teraz przelać tę wizję na papier, a on zamieni to w dzieło trwałe.
Kucie ścian przy wymianie drzwi wejściowych pominę wymownym milczeniem. Starczy, że będę musiała potem ten cały syf z połowy klatki posprzątać…
I tak będą wyglądać moje najbliższe tygodnie. Ale tak to jest, jak pracoholik nagle zostaje pozbawiony swojego ulubionego zajęcia – zaczyna sobie szukać sam roboty. I – ku rozpaczy ogółu, w końcu ją znajduje:)
Gdybym przestała się odzywać, to proszę się nie martwić – znaczy, że jestem w ferworze walki z żywiołem. Ale raczej nie przewiduję takiej opcji. Myślę, że wieczorami uda mi się zajrzeć tu i tam, by posmakować życia bez pyłu, gruzu i zapachu farb.
Do zaklikania:)

                                                                  idea 
  

12 komentarzy:

  1. Kiedy to czytalam juz dostawalam wysypki kichania,haha...a jeszcze te drzwi... nie wspomne. No no,pracocholik zawsze znajdzie sobie klopota,haha... Jesli jeszcze nie masz wizji kolorow to kup sobie poradnik Feng-Shui i pomaluj na kolory szczesliwych wiatrow. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj!ja lubię sama remontować.no prawie,bo Mąż pomaga.zawsze przeraża mnie sprzątanie po.dasz radę:)))),nie masz wyjścia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewutku, polecam ściany w kolorze cappuccino, do wszystkiego pasuje.Co do tynku, to lepiej to jednak zostawić fachowcom, to naprawdę dość trudne. Ale malowanie uwielbiam.Ostatnio pomalowałam i ściany i sufit jakimś Duluxem w kolorze pudrowym i rzeczywiście ma kolor pudru do twarzy, taki jasny, naturalny. Drzwi mam zrobione jasną brzoskwinią i wszystko razem gra. Gdy kupowałam te wszystkie farby to ślubny tylko ręce załamywał, a to naprawdę dobrze wygląda. No ale tego sprzątania To Ci współczuję.Dulux ma całkiem fajne gotowe kolory, tylko troche oszukują z wydajnością tych farb i przesadzają z ceną. A jaka fajna jest ich zmywalna farba "złocisty jęczmień". To naprawdę ma kolor ziaren zboża. A wogóle to jestem wariatka, uwielbiam wizyty w sklepach Praktikera i OBI.Sprawozdawaj Ewutku jak Ci idzie, i "szerokiej ściany" :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wiesz, ja kocham remonty. Ale za Ciebie potrzymam kciuki! Kucie? Tego akurat nie lubię...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wysypki dostanę, gdy się zacznie porządnie kurzyć:) Ale to naprawdę jeszcze potrwa zanim się zacznie... Nie wszystko niestety zależy ode mnie. A wizję kolorów to ja mam - i to jakie wizje:))) Żeby mi to tylko wszystko wyszło tak jak mi się widzi:))Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. O - właśnie! Nie mam wyjścia:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cappuccino na ścianie jeszcze nie miałam, hmm... A te wszystkie duluxy, śnieżki i jedynki to po prostu szał kolorow. Palety ich barw, łącznie ze śmiesznymi nazwami (skąd im się to bierze?) to mi się po nocach prawie śnią:))) Jakoś sobie poradzę. Zawsze sobie radziłam, to i tym razem będzie dobrze:)Pewnie, że będę sprawozdawać, a jak:) Tylko na razie czekam na telefon od panów od drzwi, kiedy przyjdą. Bo oni cały ten maraton rozpoczynają... A to może być nawet i za 2 tygodnie niestety...

    OdpowiedzUsuń
  8. Zamiłowanie do remontów mam po Rodzicach. Moja Mama co chwila coś przestawia, a Tata wszystkie remonty robił sam, a potem z naszą (tj. moją i rodzeństwa) pomocą. Gorzej ze sprzątaniem po tym wszystkim. No ale - co chciałam to mam:) A raczej mieć będę.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~postautoportret28 września 2009 22:38

    Remont - masakra, ja to bym usiadł i się rozpłakał...podziwiam, więc lajtowe podejście do tematu...hihi mam nadzieję, że nie zaginiesz w akcji pod jakąś stertą gruzu...pozdrawiam serdecznie....i takie tam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wytrwałości życzę i z tarczą a nie na tarczy wejścia do swojego kolorowego mieszkania :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. "Masakra" to słowo, które od jakiegoś czasu najczęściej towarzyszy moim remontowym pomysłom:) Myślę, że żaden gruz i pył mnie nie nie zrazi do remontowych zapędów. I po chwili odreagowania znów rusze do walki z żywiołem. W końcu to trochę działa jak domino - w jednym kącie zaczniesz, a z kolejnego już dobiega błagalne "Mnie też, mnie też wyremontuj"... :)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za wsparcie:) Ale mogłoby się juz zacząć... Nie lubię czekać i gdyby to ode mnie zależało - już od dawna robota by aż huczała w rękach, a tu jestem zależna niestety od innych ludzi.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń