czwartek, 3 września 2009

kto rano wstaje, ten...


Dziś przeszłam samą siebie. Gdy o szóstej rano telefon zatańczył na biurku wydając z siebie trudne do powtórzenia dźwięki, od kilkunastu minut już nie spałam. Tak się bałam, że zaśpię, że obudziłam się jeszcze przed budzikiem. Za oknem ciemna noc, a tu trzeba wstać, żeby na dziewiątą dotrzeć do przychodni. Wiadomo – nie dość, że rano nie potrafię niczego znaleźć, nawet jak jest to w zasięgu wzroku, grzebię się niemiłosiernie, to jeszcze trzeba dojechać…
I co? Uwinęłam się jak nigdy, jeszcze czasu nawet trochę zostało. Potem autobus, przesiadka, tramwaj, tuptanie przed siebie. Ba… Żebym to ja pamiętała gdzie ta przychodnia… Tu wysiąść, na światła, potem prosto… Aaa – Akademia Muzyczna, to na pewno tu skręcić, potem prosto.. Ok., jestem na dobrej drodze. Jakiś GPS mi się włączył. Trafiłam.
Wdrapałam się na pięterko, prosto do rejestracji. I oto po czterech miesiącach czekania na audiencję u pana doktora, pani mi mówi, że dziś nic z tego, bo pan doktor ma niesprawny bark i nie może przeprowadzić badania (nosz…..to po co spisywała mój numer telefonu jak nie po to, by zawiadomić „W razie czego”???)
- O tu panią wcisnę, mam wolne miejsce, za trzy tygodnie. Może wtedy już będzie ruszał ręką. Ale proszę przedzwonić wcześniej, żeby się upewnić.
Uśmiechnęłam się najładniej jak umiem, zabrałam karteczkę i wyszłam. No i masz kobito szczęście, że nie muszę dzwonić teraz do wice, że jednak się pojawię na lekcjach (o ile dojadę), bo bym chyba do końca życia zawodowego miała u niej przechlapane. No bo od kogo bym dostała jakieś zwolnienie za ten dzień??
Cóż. Czasu mam pod dostatkiem, u Siostry mam być za trzy godziny. Przespaceruję się po Metropolii, może jakieś sklepy już będą otwarte, jakoś przetrzymam.
No to idę. Poranny spacer po mieście. Nigdzie się nie spieszę, mam czas. I jakoś zmysły mi się chyba wyostrzyły. Kiedy ja ostatni raz zarejestrowałam tyle rzeczy naraz? Tu układają chodniki, tam zrobili ładny skwerek, postawili ławki. Na jednej z nich starsza pani popija herbatkę z termosika wygrzewając się na słonku. Z naprzeciwka idzie jakaś para. Rozmawiają. Nagle on wyciąga szybko z teczki kartkę i długopis i usilnie prosi dziewczynę o numer telefonu (a ja myślałam, że to tylko w filmach się zdarza.. spotykają się na ulicy i wymieniają numerami telefonów…). Ona się wije jak wąż w myjni samochodowej tłumacząc mu, że nie widzi takiej potrzeby, on nalega… Mijam ich, choć ciekawa jestem jaki był finał tej rozmowy. Ale już z boku dobiega mnie głos starszej pani. To pewne starsze małżeństwo zaciekle dyskutowało nad tym, dlaczego nie można w zdrowiu doczekać do śmierci, tylko człowiek jeszcze się musi namęczyć zanim umrze. I to chodzenie po tych lekarzach… 
Ewa, obudź się. Kawy ci potrzeba. Za dużo widzisz i słyszysz…
Wchodzę do Wujka Donalda. Nagle dostrzegam wpatrzone we mnie rozpromienione oczy i ogromny uśmiech.
- Dzień dobry! – krzyczy do mnie właściciel obojga. Na stoliku jakieś notatki, obok siedzi jeszcze ktoś z notatkami. Powtórka przed egzaminem?
Uśmiecham się w odpowiedzi. Nic się nie zmienił. Ile lat temu go uczyłam? 7? 8?...
Pierwszy łyk kawy uświadomił mi, że nie zabrałam cukru. Ale i bez niego o dziwo okazała się tak dobra jak zawsze… Postanowiłam się poużalać, jaka to ja nieszczęśliwa jestem, że wstaję w środku nocy i po co?... W odpowiedzi czytam "Kto rano wstaje, ten... lekarza nie zastaje:)"...
Sister wyczuła pismo nosem, bo wraz z ostatnią kroplą kawy przeczytałam jej esemesa, że jak jestem po wszystkim, to mogę przyjechać wcześniej, bo już jest w domu. Uff… Pewnie, że jestem po wszystkim. A nawet jeszcze wszystko przede mną.
Za dużo wrażeń, jak na jedno przedpołudnie. Choć potem doszły jeszcze sporty ekstremalne, czyli szwagier odwożący mnie do domu (dlaczego zawsze hamuję razem z nim??) I gdy już mi się wydawało, że czas odespać te poranne eskapady, znów zaświergolił mój telefon. „Jak tam pakowanie? Tylko nie zapomnij jutro wsiąść do autobusu”. Rany! Zapomniałam, że to już jutro! Rozwijanie zainteresowań przecież jest równie ważne jak dbanie o formę fizyczną, prawda? :)



19 komentarzy:

  1. no tak..panu doktoru bark się ukrzywdził ,zdarza się rozumiem.ale w dobie telefonizacji NIKOMU się nie chciało zadzwonić??pfffffffff.ja ostatnio tez sporo zauważam...a to jakieś drzewka wyrosły,a to nowy sklepik postawili,jakąś nową reklamę..eh.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Ewutku, mnie już ostatnio niewiele zdziwi jeżeli idzie o tzw. "służbę zdrowia".Dziś mój własny mąz miał wyznaczony termin koronarografii na godz.8,30.Pojechał i dzwoni do mnie tak gdzieś po 10 rano,że nie ma wolnych łóżek, nie ma lekarza, a on i 3 innych pacjentów siedzą w piżamkach na korytarzu, na krzesełkach, z wenflonami wbitymi w górne kończyny i czekają.No co, lekarz też człowiek, no nie? Właściwie to mam ochotę nieco jadu ulać, jak mówi Mijka i jakis post o tym machnąc.Ale może nie warto? To i tak niczego nie zmieni. Ewutku, mogłaś doradzi.c p. doktorowi,żeby sobie kazał blokadę zrobic, bardzo pomaga, a zwłaszcza po 2 zastrzyku.Miłego i "spełnienia następnej wizyty":)

    OdpowiedzUsuń
  3. No co chcesz-przecież SŁUŻBA zdrowia jest po to aby na służyć!Przespacerowałaś się rano,dotleniłaś.Na zdrowie Ci to wyjdzie no nie?I popatrz ile rzeczy dostrzegłaś!A mój małżonek pojechał ostatnoi do specjalisty tylko po to aby mu ów powiedział, że lek jest bez recepty i niech sobie w aptece kupi!No żeż!!! Cały dzień stracony bo kolejki straszne!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ja sobie to w takich właśnie kategoriach potraktowałam: normalnie w zyciu by mnie o tej porze nie zobaczyli spacerującej. Spacerującej, bo ja zawsze wszędzie na pełnym galopie... No i ze zdumieniem dostrzegłam, że sklepy (oczywiście nie mówię o spozywczych, tylko tych z ciuchami...) są otwarte już o 9.. albo i 9.30... A w Krakowie dopiero od 11...

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie rozśmieszyło ostatnio oburzenie lekarzy w pewnym szpitalu, w którym dyrektor wprowadził "karty zegarowe" dla pracowników. I tak być powinno w każdym zakładzie pracy. Ja zawsze powtarzałam, że mogę takową posiadać i wtedy niech mi nikt nie mówi, że pracuję tylko 18 godzin w tygodniu. A panie i panowie lekarze może w końcu byliby w czasie pracy w szpitalu w szpitalu właśnie, a nie w prywatnych gabinetach...

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooo.. Ja też wczoraj jeszcze nową reklamę zauważyłam: "Znajdz różnicę".. I dwa stosy zakupów, na których są te same produkty... mogłam się pogapić, bo szłam po chodniku, ale jakby się kierowca zagapił?...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy po wizycie u specjalisty od chorób serca wróciłam do domu to się okazało,że wśród broszyrek i reklam leków,które od niego dostałam znalazły się dokumenty i dane chorobowe poprzedniej pacjentki.Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  8. Z drugiej strony jednak fajnie jest tak na luzie przejść się rano po mieście i zobaczyć poranne życie, zwłaszcza jak codzienne wstawanie jest męką pańską od wieków :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. No, ale pomyśl, że jednak za owe trzy tygodnie będziesz miała podobny komfort psychiczny nietłumaczenia się przed nikim w szkole, czemu Cię nie było, choć lekarza nie było..Na razie początek 'kto rano wstaje' kończę jedynie frazą 'ten na pychola po powrocie ze szkoły pada'. Nie, żebym się jakoś strasznie przemęczała, ale mam wrażenie, że całą moją energię szkoła pożera.

    OdpowiedzUsuń
  10. I popatrz Efciu, urlop miał być czasem spokoju i wytchnienia i odreagowania, a tu tyle wrażeń. Na dtepne dni też będą ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj... To się lekarz zdziwił, gdy mu odniosłaś "zgubę"... Ale co by było, gdyby take dokumenty wpadły w niepowołane ręce...

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszyłam się jak małe dziecko:) Pierwszy raz mi się tak przytrafiło, bo przecież normalnie o tej porze jestem w pracy. I tu taka niespodzianka. Jednak przysłowie "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" sprawdziło się i w tym przypadku.Pozdrawiam w duchu remontowym, bo jutro startuję u Rodziców.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jesteś sama w tym odczuciu. Zawsze po przyjściu ze szkoły musiałam się położyc na chwilę - jak dziecko... Dopiero po takim mini leżakowaniu byłam zdolna zrobić cokolowiek. Jakby ktoś ze mnie wyssał wszystkie soki...

    OdpowiedzUsuń
  14. Obawiam się iż tak się rozleniwię przez te miesiące, że trudno mi będzie się spowrotem wtłoczyć w szkolne ramy. Póki co jest mi tak trochę dziwnie. Przyzwyczajam się do nowej sytuacji, robię plany, część powoli wprowadzam w życie... To dopiero początek, gdzie tam jeszcze:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. postautoportret6 września 2009 20:48

    Wcale nie poczułem się urażony...chciałem tylko sprowokować... Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  16. Zadzwoniłam do pacjentki na jej domowy telefon,był w dokumentach i zostały jej oddane do rąk własnych. Ten Kardiolog utracił za jednym zamachem dwie prywatne pacjentki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dopóki nie trzeba chodzić do lekarzy, to nie wie się, ile trzeba stracić czasu i zdrowia. Czasami trzeba czekać dwie godziny w poczekalni, żeby potem usłyszeć od lekarza, że wszystko w porządku, choć my stawiamy sobie inną diagnozę. Na szczęście mam kierowcę, który wszędzie mnie wozi.Pozdrawiam wieczorowo.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zawsze w żartach powtarzam, że jeżeli kiedyś znowu kupię sobie samochód to w opcji z kierowcą:)Na szczęście lekarzy odwiedzam bardzo rzadko. Choć czuję, że przez ten rok nadrobię wszystkie zaległości:)Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń