czwartek, 18 grudnia 2008

"Lecz nie jest źle - mogło być gorzej...


...czasem w życiu zdarza się pechowy dzień"
To refren piosenki, której nauczyłam się dawno temu, a podśpiewuję ją sobie choćby w takie dni jak wczoraj...
Po pierwsze - test semestralny z angielskiego... Nie miałam czasu ani głowy, żeby się do niego przygotować. Mama już w szpitalu i myślałam tylko o tym, żeby nie podskoczyło jej znów ciśnienie, bo wtedy się wszystko poprzesuwa w czasie. Ile umiałam w poniedziałek na powtórzenie, tyle miałam w głowie wczoraj... O gramatykę jakoś zawsze jestem dziwnie spokojna, wchodzi mi do głowy, gorzej ze słówkami i ćwiczeniami ze słuchu... Ale od czego ma się przyjazne dusze:) Myślałam, że będzie gorzej. W każdym razie przyjechałam do domu przed 20. Najpierw zadzwoniłam do mamy, jak się czuje. Potem do taty, żeby zrobić wywiad jak sobie radzi, a potem... zachciało mi się ciastek francuskich z marmoladą. Tak więc w ramach - nie wiem czego, odstresowania? - wzięłam się za ciastka... Nie tylko nic nie spaliłam, ale nawet są całkiem, całkiem:) A czekając aż kolejna porcja wjedzie i wyjedzie z piekarnika, postanowiłam przygotować na dziś testy z historii dla pierwszych klas. No i się zaczęło...
Włączyłam komputer i najpierw się okazało, że zniknęła cała moja lista kontaktów gg. Pięknie... Z serwera ściągnąć się nie dało, a lista, która była w komputerze też zniknęła. W każym razie z 40 osób na liście zrobiło się 6, bo tyle do dziś mi odpowiedziało na opis. Hmmm... Może się jeszcze odezwą...
A potem nagle odmówiła posłuszeństwa moja drukarka. Wyświetlił mi się całkiem miły komunikat "Komputer nie może nawiązac dwustronnego dialogu z urządzeniem". Jak to przeczytałam, to parsknęłam śmiechem - kto wymyśla takie komunikaty? Ale szybko mina mi zrzedła, bo sobie wyobraziłam, jak dyktuję pytania i powtarzam je po 10 razy każde i tracę pół lekcji... Próbowałam kilka razy, nawet instrukcję obsługi przeczytałam, ale nic mądrego się nie dowiedziałam:(
Wyłączyłam to wszystko i poszłam spać. Dziś rano włączam komputer w nadziei, że "urządzenie" się odobraziło i... samo wydrukowało mi to czego wczoraj nie chciało. Ufff...
Pobiegłam jeszcze przed lekcjami do taty, zaniosłam mu ciastka i przy okazji sprawdziłam czy na pewno wszystko ok. O 12 mama miała operację, więc znowu moje myśli krążyły daleko, ale gdy po szkole znowu podskoczyłam do taty, okazało się, że mama już wybudzona. Jak brat się wyrobi to wieczorem do niej podjedziemy. Może faktycznie jutro będzie już w domu.
Jutro... Lekcje co prawda skrócone, ale i tak szkolna Wigilia dopiero o 15.30... Ciężko tego nie komentować. Idę. Ale nie ze względu na dyrekcję. Robię to z szacunku dla tych, którzy wiele godzin poświęcili na przygotowanie jasełek i całej oprawy tego spotkania. No i wreszcie będzie okazja spokojnie usiąść i porozmawiać, gdyż w tej całej gonitwie niestety nie mamy nawet na to czasu, choć niejednokrotnie siedzimy obok siebie przy stoliku. Szkoda tylko, że dyrekcja nie potrafi potraktować nas poważnie i takie spotkania robi w taki dzień i o takiej porze...

4 komentarze:

  1. Witaj Kochana Effciu, dobrze, za Mama juz po operacji.A tę dyrekcję to masz jakąś taką malo ciekawą. Złośliwość komputerów i wszelkiego komputerowego "tałatajstwa" to nie ma granic.Włączam SKYPA,na którym juz od b.dawno mam konto, a ten gad informuje mnie, zebym sie zalogowała od nowa.Tak samo fajnie mam często na gmailu. Mnie sie spieszy a ta zaraza mi twierdzi 5 razy pod rząd, ze moje hasło nie pasuje do logina. Gdy juz wpieniona kolejny raz piszę to samo, to wreszcie mu pasuje.A drukarka, co jakis czas daje mi meldunek "error", by za chwile ruszyc dalej do roboty. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych.A moze one zyja własnym, niezaleznym od nas zyciem? Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami tak bywa, że nic się nie udaje. Też mam problem z komputerem, bo już domaga się nie formatowania dysku, ale całkowitej wymiany na nowy.W mojej szkole woźny kserował sprawdziany, nikt z nas nie drukował prywatnie.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak:) One zdecydowanie żyją własnym życiem:)) Ja już nawet nie próbuję zrozumieć dlaczego się dzieje tak czy inaczej. Po prostu najpierw się upewniam, że nie ma żadnego wirusa (zresztą, gdyby był, to by mi pięknie zawyło, jak syrena strażacka conajmniej...), potem wyłaczam, załączam i jak nie zadziała znów wyłączam i mówię mu, że jak nie to nie. A na drugi dzień działa jakby się nic nie stało. No a poza tym - ja lubię sprzęt elektroniczny a on mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciastka przynajmniej się udały i wyszły przepyszne:)

    OdpowiedzUsuń