poniedziałek, 29 grudnia 2008

no i zostały trzy dni

Lubię siedzieć w ciemnym pokoju, w którym jedynie wesoło migocze choinka. I choć mi ciągle jeszcze świątecznie w duszy gra, już powoli, dzień za dniem, schodzę na ziemię.
Wymyślanie plastelinowych ludzików, budowanie pojazdów kosmicznych, pirackich i wojskowych w klocków lego, czy czytanie kolejnych opowieści o Kubusiu Puchatku, Kocie w butach czy Plastusiu - oto moje zajęcia na koniec roku. Dziś np. rysowałam z moją 6-letnią bratanicą szlaczki i literki. Tzn. ona rysowała, a ja śledziłam wzrokiem jej wysiłki, by dokładnie powtórzyć wzór, a potem samej narysować co trzeba i jak trzeba. Ale tyle przy okazji miała powodów, by co chwila robić przerwy: a to ręka boli, a to długopis za ciężki, a to jej straszy brat robił akurat coś ciekawego z klocków i się zapatrzyła... Po 15 minutach walki z wężykami i laseczkami pobiegła jeść obiad, a potem szybko wróciła do pokoju. Gdy chwilę potem siedziałam z mamą w kuchni i jadłyśmy obiad, aż obie parsknęłyśmy ze śmiechu:
- Bo wiesz, w szkole też tak mamy - instruował ją straszy brat, dumny pierwszoklasista. - Mamy przerwę, a potem wracamy i znowu piszemy. Mówię ci, ile my godzin w tej szkole piszemy!
Gdy wróciłam do pokoju, Młoda z przygryzionym ze skupienia językiem, była w połowie linijki z literką "i".
- Bo to już pisaliśmy w zerówce - oświadczyła, gdy spytałam, czemu tak zaczęła od środka alfabetu. Ale gdy uporała się z całym rządkiem "i", stwierdziłam, że na dziś wystarczy. A przy okazji zrobiło mi się żal tych 6-latków, które zostaną wtłoczone w szkolne ramy, podczas gdy mają jeszcze naturalne skłonności do zabawy.
No i tak mi się ten rok kończy, że ja - nocny Marek i śpioch nad śpiochami, jestem na nogach już o 6.30... Poranny mróz co prawda zaraz mnie stawia na nogi, ale jest też plus tego wszystkiego - mam okazję zjeść na śniadanie mleczną bułkę, jak za starych dobrych czasów:)
Stare, dobre czasy... No tak. Czas leci bardzo szybko. Za trzy dni zaczniemy odliczać dni od nowa. Nie, dziś nie mam ochoty na patrzenie w przeszłość. Zresztą, życie to nie film, gdzie można coś przewinąć, zatrzymać jak stop-klatkę, powtórzyć. Nie da się. To odeszło. Odeszły dni dobre i te, o których chciałoby się zapomnieć i nigdy nie przeżyć. Ale wszystkie te wydarzenia czegoś nas nauczyły, czasem pomogły nabrać dystansu do tego, co nas spotyka, czasem ten dystans stracić. Nic dwa razy się nie zdarza, a nawet jeżeli się zdarzy - już nie będzie drugi raz tak samo.

4 komentarze:

  1. Witaj Effciu, mnie też zal tych maluchów, które musza tak wczesnie zaczynać życie szkolne. Ogólnie biorąc pomysły pani Hal nie podobają mi się, to program wychowania bezwolnych manekinów. Nie ma tu miejsca na inwencje dziecięcą, na nauczenie dzieci samodzielnego myślenia.A szkoła powinna przede wszystkim rozbudzać w dzieciach ciekawość świata, bo gdy juz będą umiały pisać i czytać, to znajda odpowiednie informacje. Ważne, żeby chciały ich szukać.Dlaczego koniec roku nigdy nie nastraja mnie optymistycznie? Możę coś ze mną nie tak? Miłego dnia, Effciu, anabell

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy już Ci pisałam, że kiedyś uczyłam klasę, która poszła do szkoły w wieku sześciu lat (wśród uczniów był Tomek Lis). Nie był to żaden eksperyment, ot, normalna klasa idąca zwykłym programem dla uczniów 7- letnich. Nikt tego nie przeżywał, rodzice sami chcieli posłać swe dzieci rok wcześniej. Oczywiście dzieci były przebadane, a że były nadzwyczaj zdolne, to bez problemu dały sobie radę.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, wcale nie jest z Tobą nie tak, ja też nie lubię końca roku. I nie wiem, czy dlatego, że mi cyferka przy wieku urośnie o jeden, czy jak... Może przeraża mnie to co bedzie, bo nieznane? Nie mam pojecia. W każdym razie, cóż - nie mamy wpływu na to co nieuniknione:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale masz sławnego ucznia:) Może któryś z moich też kiedyś będzie sławny:)) Póki co, nadal uważam, że 6-latek w szkole to nieporozumienie... Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń