Za progiem czeka już Wielki Tydzień. Ostatnie porządki, ostatnie zakupy, ostatnie szlify i błyski. Dla złapania oddechu, zapraszam w przedostatnią podróż uliczkami Jerozolimy. Ostatnio pożegnaliśmy się tuż przed wejściem do Bazyliki Grobu Pańskiego. Ale dziś jeszcze do niej nie wejdziemy. Dziś proponuję odwiedzić pewne wzgórze, oddalone od miasta o kilkaset metrów.
Widząc je po raz pierwszy, spojrzałam z niedowierzaniem na przewodniczkę, a przez myśl przebiegło mi coś na kształt rozczarowania: „To jest Góra Oliwna?...”.
Ale to było pierwsze zetknięcie się z tajemnicami Ziemi Świętej. Jeszcze odczuwalne było zmęczenie podróżą, jeszcze organizm był rozdrażniony zmianą klimatu. Potem dziwiłam się coraz mniej. Potem przywykłam. Zrozumiałam, że przecież to nie skansen, tylko kraj żywych ludzi. Że to miejsce, gdzie „szkiełko i oko” muszą pozwolić przemówić sercu. W moim (i sądząc po minach innych, nie tylko moim) wyobrażeniu miało to być zielone wzgórze, z gajami oliwnymi. A zobaczyłam kamieniste „coś” ze zwartą kępką zieleni gdzieś na górze. Nasze zakłopotanie na twarzach, chyba nie było dla przewodniczki niczym nowym, gdyż szybko wyjaśniła, że na zboczach Góry Oliwnej znajduje się cmentarz żydowski. Dla Żydów wielkim wyróżnieniem jest możliwość pochowania w tym właśnie miejscu i są gotowi zapłacić za to niemal każde pieniądze. Z bliska surowość tego miejsca robiła niewiele mniejsze wrażenie. Przed oczami rozciągał się widok kamiennych, obowiązkowo jasnych macew, pokrytych gdzieniegdzie małymi kamyczkami. W tradycji żydowskiej na cmentarz nie przynosi się bowiem kwiatów, tylko właśnie kamyczki.
Owa kępka zieleni okazała się zaś być tym miejscem, tym gajem oliwnym, w którym wg tradycji, Chrystus spędził ostatnie chwile przed pojmaniem.
Widok z Góry Oliwnej jest niesamowity. Niemal całe Stare Miasto jak na dłoni.
Zwłaszcza Wzgórze Świątynne, na którym wyróżnia się meczet Al – Aksa. Można go rozpoznać po czarnej kopule. Jego nazwa oznacza „najbardziej oddalony” i odnosi się do miejsca najodleglejszego od Mekki i Medyny, do którego dotarł prorok Mahomet w swej Nocnej Podróży. Zbudowany najpierw jako skromny meczet. W okresie wypraw krzyżowych zmieniony przez templariuszy w Templum Salomonium. Kiedy krzyżowcy zostali wygnani z Jerozolimy pod koniec XIII wieku, budowlę przekształcono właśnie w meczet Al – Aksa.
Ze złotą kopułą wzniesiona została inna budowla – jednak nie jest to meczet. Jest to świątynia skały. To trzecie pod względem ważności miejsce pielgrzymek muzułmanów po Mekce i Medynie. Według islamu jest to bowiem miejsce, z którego Mahomet na swym białym koniu wstąpił do nieba (czyli wyruszył w swą Nocną Podróż). Jest to także miejsce święte dla Żydów. To tam według tradycji judaizmu Abraham chciał złożyć swego syna Izaaka w ofierze Bogu. Tu też wznosiła się Świątynia Salomona, po której nie został żaden ślad z wyjątkiem szczegółowych jej opisów w Starym Testamencie. To tam znajdowała się Arka Przymierza z Dekalogiem…
Wystarczył jeden rzut oka z Góry Oliwnej, by zrozumieć dlaczego to miejsce budziło emocje mieszkańców Jerozolimy od najdawniejszych czasów. Surowość krajobrazu, uboga roślinność, groby wydrążone w skale lub rozproszone wśród drzew oliwnych. Według wierzeń ludowych to właśnie tu ma nastąpić Sąd Ostateczny. Jedna z wersji mówi, że od murów Starej Jerozolimy aż do Góry Oliwnej zostanie rozpięta cienka nić, po której każdy będzie musiał przejść. Sprawiedliwi dojdą do końca, a grzesznicy spadną do Doliny Cedronu rozpościerającej się między murami Starego Miasta a Górą Oliwną.
Mury okalające Starą Jerozolimę kryją w sobie tzw. Złotą Bramę. Tę, którą wg tradycji chrześcijańskiej, Chrystus wjechał do Jerozolimy w Niedzielę Palmową. Dziś już jej nie ma. Został po niej tylko ślad. Zamurowali ją w IX wieku muzułmanie i wybudowali wzdłuż murów starego miasta swój cmentarz. Nie przez przypadek. Zgodnie z tradycją żydowską przez tę bramę wejdzie do Jerozolimy Mesjasz przy końcu świata. Ale, ponieważ będzie on należał do stanu kapłańskiego, nie będzie mógł dotrzeć do bramy. Tak bowiem stanowi tradycja i religia żydowska: nikt ze stanu kapłańskiego nie może wchodzić na cmentarz. Dlatego też muzułmanie zaczęli w tym miejscu chować swych zmarłych, mając nadzieję iż w ten sposób zapobiegną jego przyjściu. Jakiś sposób na uniknięcie końca świata?... :)
Tyle. Czas zejść z powrotem w ciasne uliczki miasta. Czas dokończyć naszą Via Dolorsa. Ale o tym następnym razem.
*zdjęcia: Ania G. & Paweł S. & ja
Cudowny krajobraz:-).Szkoda,że nie mam zyłki podróznika...boje sie latać:-).Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki za to preludium do Wielkiego Tygodnia. To święty czas, niech będzie dla Ciebie owocny. Pozdrawiam -
OdpowiedzUsuńDość naiwny sposób, by końca świata uniknąć....
OdpowiedzUsuńPrawda? Jakby to miało coś zmienić...
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie
OdpowiedzUsuńCygańska we mnie dusza... A latać też się boję - ale latam;)
OdpowiedzUsuńNooo,mnie by trzeba było albo porządnie spić,a lbo eterem uspić,haha...Sam widok samolotów mnie przeraża a w dodatku mam lęk przestrzeni.Buziak*
OdpowiedzUsuńMyślę, że Masjasz tak czy owak przyjdzie. Muzułmanie nie wiedzą, że brama prze którą wejdzie Mesjasz do Jeruszalaim to nie ta, przy której się chowają. Nikt z żydostwa nie wyprowadza ich z błędu i nie informuje, że tu chodzi o inną bramę. Ale sam fakt, że do wojny o ziemskie przywileje obie strony wykorzystują kategorie nie z tego świata jest komiczny!
OdpowiedzUsuńMoże nawet i nieco dziecinny.A jak będzie przy końcu świata, to tak naprawdę nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
OdpowiedzUsuńWitaj Ewulko! Czasami obraz, który nosimy w swojej wyobraźni przez lata jest dużo silniejszy niż zastana rzeczywistość. Ja osobiście będąc kilkukrotnie na skraju tego, co zapamiętać (chodziło o wyobrażenie o osobie i o nią samą) wybrałem tę wymyśloną "osobistość". Nikt na tym nie ucierpiał a ja miałem i łatwiej i przyjemniej. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńEwo, już wcześniej pisałam że podróż do Ziemi Świętej to moje marzenie, więc z wielką radością czytam Twoje posty. Pisz jak najwięcej o swoich wrażeniach.I jeszcze życzę Ci cudownych Świt Wielkanocnych.
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam:) I z całego serca Ci życzę, by to marzenie się spełniło:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
OdpowiedzUsuńTak, też to zauważyłam... I również czasem wolę pozostać przy własnym wybrażeniu czegoś lub kogoś, niż prawdziwym obrazie...
OdpowiedzUsuńDziękuję, pięknie, za jakże pouczającą opowieść... Uzupełniłem trochę braków ...nie wiedziałem o tym cmentarzu...cenne...poza tym fajnie zdobywa się wiedzę z tak błyskotliwego materiału. Pozdrawiam serdecznie...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, dziękuję.
OdpowiedzUsuńYad Vashem się postarało i dało nam najlepszą przewodniczkę polskojęzyczną po Jerozolimie. Sam fakt, że po tylu latach ciągle to pamiętam, niech będzie dowodem na jej niezwykły dar przekazywania informacji. Cieszę się, że mogę je przekazać dalej:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMiło mi:)
OdpowiedzUsuńA mi się marzy inny Izrael - nie ten zadeptywany przez polskich pielgrzymów, ale smaczny, ciepły, malowniczy, w zakątkach gdzie prawie nie ma turystów. Kiedyś tam pojadę ;)
OdpowiedzUsuńJa zamarzyłam o takiej Grecji i... stało się - im częściej tam jestem, tym bardziej chcę wracać...Ale ten "inny" Izrael też miałam okazję poznać, gdyż mój pobyt tam nie był ani pielgrzymką, ani wycieczką. Część pielgrzymkowo - turystycznych szlaków udało się przejść dzięki organizatorom pobytu, część poznawaliśmy na własną rękę.Życzę Ci z całego serca, by owo "kiedyś" nastąpiło szybko:)
OdpowiedzUsuń