niedziela, 18 kwietnia 2010

„Czy ty się boisz myszy?”…


Strach ma wielkie oczy i czasem nasza wyobraźnie jest na tym tle naszym największym wrogiem. Boję się wielu rzeczy. Jak chyba każdy. I czasem się zastanawiam, czy nie łatwiej by było wymienić czego się nie boję. Myszy i szczurów się na przykład nie boję. A przynajmniej nie biję rekordów w skoku wzwyż na ich widok. W liceum (na biol-chemie byłam…) dostałam nawet z koleżankami pod opiekę dwie białe myszki. Po kilku miesiącach trzeba było wykosztować szkołę na większe akwarium, bo się w oczach mnożyły… Za to wyginęła cała szkolna hodowla patyczaków, będąca pod opieką koleżanek ze stolika obok.
I pająków się nie boję. „Laciem go” – i po sprawie:)
Ale boję się wody. W ilościach hurtowych uznaję jedynie w wannie i pod prysznicem. Morza wszelkiego rodzaju „zaliczam” jedynie do kolan. Choć zdarza się, że w wyjątkowo wyjątkowych sytuacjach przepłynę kilka metrów swoją, jakże oryginalną żabką-pokraczką, albo podziwiam błękit nieba udając, że płynę na plecach. Musi być jednak jeden warunek: świadomość, że dno jest na wyciągnięcie ręki lub nogi. No taki bzik. Ale niegroźny przecież.
I latać się boję. Co przy moim umiłowaniu do podróży za siódmą górę i jedno morze, jest sprzeczne z jakąkolwiek logiką. Nie trzeba mnie siłą wsadzać do samolotu, ani nie uciekam w panice z pokładu do sali odlotów. Jak siądę w fotelu i zapnę pasy, to już mi wszystko jedno. Gapię się przez okno (nawet jak siedzę przy przejściu…) i całkowicie się wyłączam. Ale też jestem przeszczęśliwa, gdy poczuję charakterystyczne uderzenie kół o płytę lotniska. Największy strach jest na kilka dni przed wylotem. I wtedy jakimś dziesiątym zmysłem wyłapuję wszelkie informacje o awariach samolotów, albo – co gorsza, o ich katastrofach… No i teraz mam miesiąc, by się oswoić z myślą, że trzeba będzie polecieć. Ale na szczęście najbliższe tygodnie będą dość intensywne, więc i czasu na myślenie dużo nie będzie.
Żeby zająć myśli i zrobić coś konstruktywnego, wysprzątałam wczoraj hacjendę na Wichrowym. I nawet w papiery zajrzałam. Nazbierało się ich dość sporo od ostatniej „inwentaryzacji”, więc chyba czas był najwyższy. I oczywiście znalazłam. O ile można znaleźć coś, czego się nie szuka. Samo wpadło w ręce. Co? Pismo z banku o zmianach numerów kont. A jak było potrzebne 3 tygodnie temu, to choć wywróciłam mieszkanie do góry nogami – nie było gada! Schowałam tak, żeby pamiętać. Nigdy nie wiadomo kiedy i na co się znowu przyda.
I informacje o ubezpieczeniu bankowym znalazłam. Nawet pralkę za mnie naprawią:) Co przy mojej nieodwzajemnionej miłości do sprzętu elektronicznego jest bardzo cenną informacją:) A wśród wielu, wielu pozycji znalazłam też sprowadzenie zwłok z zagranicy. Muszę powiedzieć w Domu. Nie. To nie przejaw mojego czarnowidztwa. To raczej coś w stylu „w razie, gdyby”. Też schowałam do wszystkich papierów. Do oddzielnej teczki.
A przy okazji banku – kolejny pin przyszedł poleconym. Da się?...



14 komentarzy:

  1. blondie0@onet.pl18 kwietnia 2010 14:02

    A więc tak , super blog ;D Prosze o koemntarz pod notką na moim blogu , bo założyłam się z koleżanką i musze wygrać ;) Mój blog to {scare.blog.onet.pl} Z góry dziękuje i przepraszam za spam ;D pzdr {scare}

    OdpowiedzUsuń
  2. ha! da się!!!!co do dna w wodzie mam dokładnie tak samo..kiedyś płynęłam(litościwie nazwę to pływaniem:))obok kolegi i przyszło mi do głowy zgruntować..mało go nie utopiłam!!!!z latania najbardziej lubię start..

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedne pajączki powiedziałyby moje wnuki. Od małego moim dzieciom pokazałam jak pozbywać się pająków za pomocą śmietniczki i szufelki. Przytrzymane zmiotełką nie uciekają z szufelki,a za oknem czeka na nie wolność. W ten oto sposób wyhodowałam pokolenie miłośników pająka. Pozdrawiam Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Popracuję nad swymi morderczymi instynktami... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakt - przy starcie są niesamowite wrażenia, ale i tak lądowanie jest wyczekiwane, jakkolwiek odczucia wtedy nie są zbyt przyjemne:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymaj papiery ile sie da.Myszy?Cholerka,kiedy je ujrzę uciekam gdzie pieprz rośnie. Ropuch się brzydzę i nie wracam już w to samo miejsce...Pająki "trzep" i po krzyku:-))...ale dlaczego nie boję sie małych jaszczurek? Dziwne...a tego się na moim polu trafia. Mieszkam przy lesie. Zielone żabki skoczą sobie gdzieś dalej,jaszczurka myknie,ale ropucha?! Obrzydlistwo.Myszy? Może dlatego,że urodziłam się w godzinie tygrysa? Tak mi wywróżyła Uleczka.Fakt,mam cos z kota:-))).Buziolek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm, to ja właściwie tylko pająków .. tych dużych się boję. A właściwie brzydzę. Jak zdążę się wziąć w garść, a gad nie zwieje, to dostaje kapciem.. Wynoszenie na dwór nic nie daje.. I tak dwa razy do roku odbywają się migracje: jesienią do domu i wiosną na dwór.. Co lepsze, najwyraźniej człowieka spotka to, czego się boi.. nikt z domowników nie spotyka tyle tego paskudztwa, co ja..;)Reszta stworzeń mi nie przeszkadza absolutnie:)Pozdrawiam wieczornie -

    OdpowiedzUsuń
  8. Pająki i myszki mogą sobie koegzystować bez problemów. Woda i samolot nie!A papiry? Łomatko! Po całym domu porozprowadzane!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Ewutku, nie boję się gdy sama lecę, lub razem z bliskimi. Boję się, gdy oni lecą, a ja na nich czekam. Boję się węży, bo ich w ogóle nie rozróżniam, szczurów i myszy raczej się brzydzę. Ale myszki polne są śliczne, małe brązowe, z granatowymi ślepkami. Najwięcej to chyba jednak boję się....ludzi, zakłamanych,zadufanych w sobie, oszalałych na punkcie jakiejś idei.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Te małe jaszczurki, żabki czy pająki i tak się boją nas bardziej niż my ich:) Ale fakt - ropuchy są obrzydliwe!

    OdpowiedzUsuń
  11. Może je wyławiasz z otoczenia jakimś siódmym zmysłem:)

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie już zebrane w jako-taką całość. Nie wiem na jak długo, ale przynajmniej na razie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Racja, ludzie potrafią być nieobliczalni...

    OdpowiedzUsuń