I to jest właśnie to, co tygryski lubią najbardziej:) Wystawić nos do słońca, gdy w mieszkaniu pachnie limonkowo-grejfrutowo od świeżego prania, a czyste okna, wystrojone w nowe firany i zasłony, z dumą odbijają słoneczne promienie. To nic, że jeszcze podłoga prosi się o przetarcie. Zdążę. Kucharz przyjedzie dopiero po południu. Zdążę.
I zdążyłam. A w ogóle to chyba jestem jedyną osobą, która się zupełnie nie przejmuje tym co ją czeka za trzy tygodnie. Jedyne co robię, to wzruszam ramionami i mówię, że co ma być to będzie. Sporo roboty nas czeka, ale damy radę. Uśmiecham się tylko, że chyba przyjdzie mi emigrować na cały przedkomunijny tydzień, bo tu prawdziwie dzikie tłumy będą się przewalać przez mieszkanie. Z lodówki też przyjdzie mi się pod koniec tygodnia wyprowadzić, ale może wynegocjuję choć kawalątek półki dla siebie:) Ale jedna rzecz mnie niepokoi na poważnie: bo o ile dobrze zrozumiałam, to sobotnią noc przyjdzie mi chyba spędzić w przedpokoju. Gdyby jeszcze wanna była, to jakaś namiastka łóżka i by się znalazła, ale wanny niet. Prysznic jest, a w brodziku niezbyt by mi było wygodnie…
Czemu tak? Bo w dużym pokoju już będą rozstawione stoły, a w małym, gdzie moje ukochane łóżko, będzie skład porcelany, szkła i towaru wszelakiego (do tego moich 200 trąbalskich i jak nic – słonie w składzie porcelany). Ale może choć ścieżkę do łóżka malutką zostawią?;)
Na dziś Brat zarządził nieformalny zjazd u Rodziców. Nie znam tematyki obrad, ale znając życie i tak tematem przewodnim będą pewnie komunie. W końcu jego komuniści startują za tydzień. Bo my wszyscy, od kilku miesięcy, bardzo monotematyczni jesteśmy;)
A w piątek widziałam niesamowity zachód słońca. I te mgły nad drzewami… Aż żal, że nie mogłam tego zatrzymać na fotografii… I cieszę się, że nie tylko ja zwracam uwagę na takie „drobiazgi”:)
Hej Effko, i ja pamiętam przygotowania do komunii (mojej, a potem trójki rodzeństwa) w małym blokowym mieszkanku, stoły, krzesła i sztućce to się zbierało od sąsiadów, maleńka kuchnia trzeszczała w szwach. Do dziś pamiętam smak różowej oranżady pitej na balkonie. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńJak to miło płynąć w grupie w tej majowej, komunijnej rzeczywistości. Mnie też ona czeka. Tak, jestem ojcem. Na razie chrzestnym, do bycia samym ojcem i mężem raczej jestem nieprzygotowany. Powoli przygotowuje się do biegu po komunijny prezent, zbieram ulotki i takie tam - choć ten zakupowy szał komunijny mnie bardziej niż trochę zniesmacza :/Co do spania... też mieszkam w bloku. Kiedyś, kiedy byłem młody, mały i beztroski po nudnym leżeniu w łóżku i czekaniu na sen, który nie chciał przyjść. Wziąłem ulubioną poduszkę i zacząłem marsz do kuchni pod stół. Tak, tam chciałem zasnąć i się obudzić - nie wiem dlaczego. Niestety, kiedy układałem poduszkę pod stołem wypatrzył mnie Tata, który był nieugięty dla mojego przeczucia i na sen musiałem zaczekać w łóżku...Może wybierzesz miejsce pod stołem i powiesz mi jak było, bo ja pod stół się już nie mieszczę... :/
OdpowiedzUsuńA ja nie zazdroszczę. Za spędami i uroczystościami rodzinnymi nie przepadam. Choć nie wiem, czy się w tym roku od takowych wywinę, bo brata starsza córa akurat w komunijnym jest wieku.
OdpowiedzUsuńMy mamy w tym roku dawkę potrójną, ale przynajmniej potem dłuuuuugo spokój. Do jakiegoś wesela przynajmniej:)
OdpowiedzUsuńHmmm... Niestety ja też się pod stół nie zmieszczę. Przynajmniej nie ten w kuchni:)Mnie też zniesmacza wyścig po komunijne prezenty i dlatego też umówiliśmy się w rodzinie, że żadnych prezentów nie będzie. Z gotówką też mamy nie przesadzać, zwłaszcza, że wszystkie rodzinne pociechy mają w tym roku komunię, więc chyba bym nam przyszło bank obrabować...
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam zestaw 24-kolorowych mazaków, który dostałam. Tylko które dziecko dzisiaj cieszyłoby się z takiego prezentu???
OdpowiedzUsuńczy na prawdę komunia musi byc wystawna?...
OdpowiedzUsuńMy na komunię córki ,,pożyczyliśmy'' sobie jeden pokój z mieszkania sąsiadów!
OdpowiedzUsuńNie musi. I nie będzie. Ale 15 osób to już niezły tłum... (zwłaszcza, że to najbliżsi z najbliższych...)
OdpowiedzUsuńZ moimi dziwnymi sąsiadami chyba by to nie przeszło:) Ale damy radę. To jak zwykle tylko tak strasznie wygląda:)
OdpowiedzUsuńPoznałam juz dwa razy takie najazdy komunijnych nalotów,ech! Lepiej nie wspominac,bo słabo mi sie robi juz na samą mysl.Może jednak przetrzymasz? Buziaki.
OdpowiedzUsuńEwutku, pozostaje Ci jeszcze namiot na balkonie rozstawić, małą wysokogórską jedynkę.Będzie wygodniej niż w brodziku:)))))A tak naprawdę, to Ci współczuję.Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że przetrzymam:) Jesteśmy zaprawieni w takich "bojach". No i nie mam co narzekać - sama zaproponowałam takie rozwiązanie, bo było najlepsze z wszystkich możliwych wariantów.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo tak - namiot!:) Jak ja mogłam zapomnieć o namiocie:)
OdpowiedzUsuńhihi to niezły galimatias...ale za to wesoło będzie... Pozdrawiam cieplutko i dzięuję....(rumieniąc się lekko)
OdpowiedzUsuńOj będzie wesoło, będzie:)Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńAmen, Effko amen, w końcu nie o kasę i prezenty w tej imprezie chodzi.
OdpowiedzUsuń