sobota, 17 stycznia 2009

"Straszny dwór" - czyli jeszcze tydzień do ferii

Na początek chwila prywaty:
Majeczko - sto lat! :) Dobijam się do Ciebie z życzeniami od wtorku, ale jakoś nijak moje komentarze nie chcą się zapisać i cosik je zżera, więc z tego miejsca wszystkiego naj!!! :))
No i teraz do rzeczy.
Opera? Rany... Do dziś jestem pod wrażeniem.  Kolorowo, z rozmachem i strasznie głośno - tak pokrótce oceniły to dzieciaki. Ale zaraz po wyjściu z szatni spytały kiedy pojedziemy znowu - czyli jednak pomysł zabrania ich do opery był trafiony. Jak dla mnie to jeszcze było trochę za wysoko (dostaliśmy miejsca na najwyższym balkonie) i gdyby nie wspomaganie w postaci okularów, to widziałabym tylko kolorowe plamki na scenie ( a tu nagle jedna z dziewczynek odwraca się w czasie przerwy i mówi "Ale ta Stryjenka ma piękne turkusowe oczy".... Jak ona to dojrzała??). I nasi gimnazjaliści zachowywali się naprawdę jak przystało na operę. O odpowiednich strojach nie wspomnę. Ani przez moment nie trzeba było się za nich wstydzić, nawet w kolejce do szatni potrafili utrzymać odpowiedni poziom zachowania. Czego niestety nie potrafili uczniowie innych szkół: wolna amerykanka przy szatni, rozmowy w czasie spektaklu... Wsiadłyśmy do autokaru podbudowane tym, że możemy być dumne z naszych uczniów. 
I to był chyba jedyny pozytywny akcent całego tygodnia. Bo był męczący - jak to na koniec semestru, "studenci" się budzą z zimowego snu i próbują na ostatnią chwilę coś poprawić, więc trzeba przyjść do szkoły wcześniej i wyjść później. A czwartek był wyjątkowy pod tym względem. Z przybytku Sztuki, przez duże S, pojechałyśmy prosto do szkoły na spotkanie z innym rodzajem muzyki - czyli na szkolną dyskotekę, bo nikt z dyrekcji nie pomyślał, że może by tak nas zwolnić z tego obowiązku tym razem i zastąpić kimś innym. No trudno. Uśmiałyśmy się, bo byłyśmy najbardziej elegancko ubranymi osobami na tej dyskotece, że aż nie pasowałyśmy do otoczenia:)
A wczoraj/dzisiaj dłuuuuugie pogaduchy na koniec tygodnia i właśnie próbuję się obudzić z kubkiem kawy przed nosem. Do tego jeszcze stos papierów, na szafce obok, brutalnie mnie przywołuje do porządku. Jeszcze tydzień... I to najgorszy. Do czwartku włacznie przed 18 do domu nie wrócę. Z zazdrością słuchałam dziś w radiu, że niektórzy szczęśliwcy już dziś zaczęli ferie. E tam, jakoś przeleci:)
Hmmm... Czas najwyższy chyba wyskoczyć z piżamy i pomyć te stosy kubków i talerzyków po wczorajszych "nocnych Polaków rozmowach":))

8 komentarzy:

  1. Oby więcej takich wieczorów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bój się, wszystko przed nami, ale śpiewać już nie będę - o nie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To świetnie,że się wyprawa udała. Niewątpliwie takie wyprawy są nieco kłopotliwe, ale widać, że było warto. Z pewnościa niektóre były po raz pierwszy i byc może, że zechca bywac częsciej? Oby tak się stało.Miłego dla Ciebie, anabell

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak: wszystkie dzieciaki były po raz pierwszy... I też się cieszę, że się wszystko udało:) Nawet mnie się udało kupić sukienkę - i pewnie gdyby nie to, nigdy bym jej nie kupiła, tylko zainwestowałabym w kolejne spodnie:D Też mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się wybierzemy na spotkanie z Kulturą przez duże K. Niestety wszystko rozbija się o pieniądze i nie wszystkich rodziców stać by dać dziecku 30 złotych na wyjazd do opery, podczas, gdy rodzinny budżet jest ledwo łatany od wypłaty do wypłaty... W każdym razie, ważne, że wszyscy byli zadowoleni:)I niech Ci się Wnusio zdrowo chowa:))

    OdpowiedzUsuń
  5. W mojej szkole też przykładaliśmy wagę do zachowania się naszych uczniów w przybytkach kultury. Obowiązkowo strój galowy i martwa cisza. Żadnego gadania i jedzenia. Często chodziliśmy z uczniami do filharmonii i do teatru, o kinie już nie wspomnę. Kto, jak nie nauczyciel nauczy kultury?Serdecznie pozdrawiam i współczuję wysiadywania na radach pedagogicznych.

    OdpowiedzUsuń
  6. AtinablogBezdomna19 stycznia 2009 09:26

    To jacyś wyjątkowi ci twoi gimnazjaliści:) Ja w operze byłam pierwszy raz w liceum - i chyba ostatni, chociaż było to dla mnie ogromne przeżycie:) Za to miłość do teatru została mi do dziś:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę mnie przeraża perspektwa tego tygodnia. Namiastkę miałam już dzisiaj, gdy trzeba było zostać 3 godziny po lekcjach, żeby "na już" napisać sprawozdanie, bo ktoś o nim zapomniał w ubiegłym roku. Straszna jest taka bezmyślność, bo skoro nie ja zapomniałam, dlaczego ja mam napisać za kogoś? Cóż, mogę sobie tylko pomarudzić i ponarzekać, choć to i tak nic nie da:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, nawet bardzo wyjątkowi i to pod wieloma względami:D Ja pierwszy raz w operze byłam w ósmej klasie, choć właściwie wtedy byliśmy na operetce. No i teraz już w operze na operze:) I cieszę się, że mogłam pojechać. Czyli są i takie plusy mojego zawodu, bo tak normalnie pewnie bym w progi opery nie zawitała. Do teatru poszłabym prędzej, zresztą zdarza mi się bywać w teatrze całkowicie prywatnie, ale opera? Raczej nie wchodziłaby w rachubę, choćby ze względu na dojazd do Bytomia - dla mnie to koniec świata i trochę dalej:)

    OdpowiedzUsuń