wtorek, 16 lutego 2010

niedzielny obiad


Moja świętej pamięci Babcia często powtarzała, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu najpierw rozum odbiera. I, jak każda Jej życiowa mądrość, tak i ta ma przełożenie na życie codzienne. Moje zwłaszcza.
Zaprosiła mnie w niedzielę Siostra na odpustowy obiad. Odpowiedziałam na zaproszenie bez zastanowienia, bo wiem, że nie ma przed kim się wygadać, a przez telefon to nie to samo co na żywo. A problemów zamiast jej ubywać, to przybywa, jakby wyrabiała normę za całą rodzinę. I choć wizja przesiadek i przedzierania się na jej hacjendę przez zaspy nie zachęca do podróży w tamte strony, zwłaszcza zimową porą, rzuciłam wyzwanie przygodzie. I to nic, że na metropolitalnym dworcu utonęłam po kostki w błocie, bo nikt topniejącego i rozjeżdżonego przez autobusy śniegu nie wywozi. To nic, że pierwszy raz tej zimy, śnieg mi się nasypał do kozaków (a są po same kolana…), bo mi się ścieżki w parku pomyliły i trzeba było na skróty, przez śnieg w ilościach masowych, przekopywać się do głównej drogi. Wszystko stało się nieważne, gdy zajechał przed nos pyszny obiad, czyli tarte kluski, rolada i modro kapusta. Jak odpust, to odpust. Siostra do tradycji bardzo przywiązana. Obiad porządny musi być. A jakąś godzinę później, rozpływając się nad jeszcze pyszniejszym tiramisu, sama nie wiem jak to powiedziałam, ale to zrobiłam:
- Ty, Siostra. To może w niedzielę przyjedziecie do mnie już na obiad, a nie tylko na kawę?
No i oto są skutki nadmiernej pracy kubków smakowych takiego żarłoka, jak ja. Mózg mu się wyłącza i nie wie co mówi.
Pełną zdumienia ciszę przerwała Wiewióra, która ni stąd ni zowąd, wyrosła po drugiej stronie stołu i splatając swe małe łapki jak do modlitwy, wyszeptała w błogim zachwycie:
- Będzie spaghetti?
No i masz ci los. Pięknie. Mistrzem kuchni to może nie jestem, ale poza spaghetti umiem ugotować jeszcze co nieco. Osłupiała początkowo Siostra odzyskała dar mowy i przyjęła zaproszenie. Czemu osłupiała? Bo niedzielny obiad na Wichrowym Wzgórzu, w dodatku z zaproszonymi gośćmi, to wydarzenie bez precedensu. I oto Ona, wraz ze Szwagrowskim i Wiewiórą, mają być tymi pierwszymi z pierwszych. Bo w tygodniu ktoś na obiad lub późną kolację się trafia, ale w niedzielę?
No i teraz kombinuję, co by tu ugotować, żeby jeszcze kiedykolwiek chcieli mnie odwiedzić w porze obiadowej, a Wiewióra przestała kojarzyć ciocię z tym przydługawym makaronem na talerzu. To znaczy, mam plan, listę zakupów też i teraz teorię trzeba wprowadzić w praktykę.
Zakupy oczywiście odwlekać będę maksymalnie na ostatnią chwilę tłumacząc się tym, że są ferie i zaczęły się dyżury przy młodocianych potomkach Brata mego zapracowanego. 
Właśnie. Muszę coś dla nich wymyślić na jutro, bo ileż można przegrywać z tymi szachrajami w chińczyka? Chyba ich zmuszę do ciężkiej fizycznej pracy i będziemy robić papierowe motyle. Taka mała namiastka wiosny. A co:)



15 komentarzy:

  1. Skoro Wiewióra tak lubi te długawe kluchy to czemu nie, co tam będziesz kombinowała i cudowała, najlepsze jest proste bo nic się nie zepsuje a jak zaczyna się wymyślać to nic dobrego z tego nie wychodzi. Z podopiecznymi to może igloo wybudujcie, materiału pod dostatkiem jest a zaprawę ze śniegiem w butach już masz :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Ptaka. NIe eksperymentuj, bo to ryzykowne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Nic nie poradzę bo ze mnie kucharka jak z koziej doopy trąbka,tzn.w poradach.Mosze koleżanki coś doradzą? Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Ewutku, skoro dziecię lubi spaghetti, to coś Ci zaproponuje do niego: zakup wędzonego kurczaka ,w ilości ćwiartka na osobę ( u nas można dostać tylne ćwiartki), do tego 2 paczki warzywnej mrożonki, tak aby tam była mieszanka : kalafior, brokuł, marchewka i, lub skomponuj z pojedynczych elementów. Kurczaka, łącznie ze skórą pokrój w cieniutkie paski. Mrożonkę przelej wrzątkiem, osącz na sicie. W garnku rozgrzej masło z niewielką ilościa oliwy (żeby sie nie przypalało), dodaj 1/2 łyżeczki łagodnego curry, wrzuć warzywa, dodaj pieprz ziołowy (wg własnego smaku),posól, duś do miękkości, pod koniec dodaj kurczaka podziabanego w paski. Te warzywa możesz przygotować w sobotę, w niedzielę tylko odgrzejesz. Co do spaghetti. Oczywiście al dente, po ugotowaniu odcedz, włóż z powrotem do garnka, w którym się gotowało, dodaj łyżkę świeżego masła, dokładnie wymieszaj- możesz trzymać garnek na zapalonym malutkim ogniu, na płytce. Zrób z makaronu gniazdka, na środek na nałóż mieszanke warzywno-kurczakową. Ja często robię mieszankę : brokuł, kukurydza, zielony groszek, marchewka- wygląda dobrze kolorystycznie, a dodatek curry zapewnia,ze marchewka i kukurydza nie będą mdłe. To powszechnie sprzedawane curry f-my Kamis jest łagodne.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak ty robisz spagetti?Może po prostu zmień sos.Ja biorę mielone mięso,obsmażam na patelni na oleju,wrzucam do gara,dodaje dużo oregano,pieprzu,soli,można cebulkę.Podlewam wodą i duszę do miękkości.A potem dodaję sos pomidorowy ( albo boloński) z torebki.Zagotowuję i gotowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas odwilż... I bratowa by mnie chyba pinezkami do parapetu po zewnętrznej stronie za uszy przybiła, jakby się dowiedziała, że dzieciaki na dwór wywlokłam... Przecież będą chore...

    OdpowiedzUsuń
  7. Eksperymentować to ja będę z ciastem - jak się uda to podrzucę przepis;) Z obiadem wolę tego nie robić - rzadko gotuję, ale podobno "umiem" :) Przynajmniej nikt jeszcze nie narzekał - chyba przez grzeczność, hihi:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. No radzą:) I z porad skorzystam, jak najbardziej, bo czasem warto coś małego zmienić, by wszytko miało nowy smak:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już wszystko zapisałam gdzie trzeba i będę eksperymentować w najbliższym czasie. Wyobraźnia mi podpowiada, że kolorystycznie faktycznie będzie wyglądać apetycznie:) No i pracochłonne nie jest, a to plus ogromny:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Robię dokładnie tak samo - tylko bez curry i cebulki, bo nie przepadam:) Tylko sos ze słoika, boloński. Szybko, nieskomplikowanie i - jak się okazuje, smacznie:) Ale jak tak dalej pójdzie, to będę mistrzem jednego dania, skoro każdy, kto do mnie przychodzi to się upomina o spaghetti, hihi:))

    OdpowiedzUsuń
  11. ~smoothoperator17 lutego 2010 18:13

    Wierzę w Twoje umiejętności Ewo i myślę, że poradzisz sobie świetnie. Z przykrością jednak komunikuję Ci, że na merytoryczną pomoc z mojej strony liczyć nie możesz. Jako wszystkożerne zwierzę pochłaniam wszystko i w moim przypadku spaghetti mogłoby się ograniczyć do takiego cienkiego makaronu, byle bardziej miękkiego niż ten, który wystawiono na sklepowych półkach.Choć pewna zaleta jest, nie wybrzydzam,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. slawcio44@amorki.pl17 lutego 2010 18:15

    Chcesz wiedzieć na jaką ocenę zasługuje twój blog? Wejdź tu [ocenialnia-zwierzeca] i zgłoś się do mnie:)Przepraszam za Spam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Efciu zrób lazanię, też pyszna. Albo poszukaj prostych przepisów w necie, ja zaglądam na różne strony kulinarne i korzystam z wybranych potraw. A nuż znajdziesz inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hihi:) Ja też wierzę w swoje umiejętności, a nawet jakby coś nie wyszło, tak jak miało być, to zawsze mogę przekonać gości, że efekt był zamierzony i miało wyjść dokładnie to, a nie cos innego:) Zresztą my też jesteśmy wszystkożerni - pod warunkiem, że to "wszystko" zawiera w sobie mięso.

    OdpowiedzUsuń
  15. To była pierwsza rzecz, którą zrobiłam - zajrzałam do internetu, czy mojje pomysły są w ogóle wykonalne. I są na szczęście:) Zresztą, mam tu tyle przyjaznych dusz, które od razu z odsieczą ruszyły i podpowiedziały to i owo, że pomysłów jeszcze na kilka obiadów wystraczy:)

    OdpowiedzUsuń