Moja świętej pamięci Babcia często powtarzała, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu najpierw rozum odbiera. I, jak każda Jej życiowa mądrość, tak i ta ma przełożenie na życie codzienne. Moje zwłaszcza.
Zaprosiła mnie w niedzielę Siostra na odpustowy obiad. Odpowiedziałam na zaproszenie bez zastanowienia, bo wiem, że nie ma przed kim się wygadać, a przez telefon to nie to samo co na żywo. A problemów zamiast jej ubywać, to przybywa, jakby wyrabiała normę za całą rodzinę. I choć wizja przesiadek i przedzierania się na jej hacjendę przez zaspy nie zachęca do podróży w tamte strony, zwłaszcza zimową porą, rzuciłam wyzwanie przygodzie. I to nic, że na metropolitalnym dworcu utonęłam po kostki w błocie, bo nikt topniejącego i rozjeżdżonego przez autobusy śniegu nie wywozi. To nic, że pierwszy raz tej zimy, śnieg mi się nasypał do kozaków (a są po same kolana…), bo mi się ścieżki w parku pomyliły i trzeba było na skróty, przez śnieg w ilościach masowych, przekopywać się do głównej drogi. Wszystko stało się nieważne, gdy zajechał przed nos pyszny obiad, czyli tarte kluski, rolada i modro kapusta. Jak odpust, to odpust. Siostra do tradycji bardzo przywiązana. Obiad porządny musi być. A jakąś godzinę później, rozpływając się nad jeszcze pyszniejszym tiramisu, sama nie wiem jak to powiedziałam, ale to zrobiłam:
- Ty, Siostra. To może w niedzielę przyjedziecie do mnie już na obiad, a nie tylko na kawę?
No i oto są skutki nadmiernej pracy kubków smakowych takiego żarłoka, jak ja. Mózg mu się wyłącza i nie wie co mówi.
Pełną zdumienia ciszę przerwała Wiewióra, która ni stąd ni zowąd, wyrosła po drugiej stronie stołu i splatając swe małe łapki jak do modlitwy, wyszeptała w błogim zachwycie:
- Będzie spaghetti?
No i masz ci los. Pięknie. Mistrzem kuchni to może nie jestem, ale poza spaghetti umiem ugotować jeszcze co nieco. Osłupiała początkowo Siostra odzyskała dar mowy i przyjęła zaproszenie. Czemu osłupiała? Bo niedzielny obiad na Wichrowym Wzgórzu, w dodatku z zaproszonymi gośćmi, to wydarzenie bez precedensu. I oto Ona, wraz ze Szwagrowskim i Wiewiórą, mają być tymi pierwszymi z pierwszych. Bo w tygodniu ktoś na obiad lub późną kolację się trafia, ale w niedzielę?
No i teraz kombinuję, co by tu ugotować, żeby jeszcze kiedykolwiek chcieli mnie odwiedzić w porze obiadowej, a Wiewióra przestała kojarzyć ciocię z tym przydługawym makaronem na talerzu. To znaczy, mam plan, listę zakupów też i teraz teorię trzeba wprowadzić w praktykę.
Zakupy oczywiście odwlekać będę maksymalnie na ostatnią chwilę tłumacząc się tym, że są ferie i zaczęły się dyżury przy młodocianych potomkach Brata mego zapracowanego.
Właśnie. Muszę coś dla nich wymyślić na jutro, bo ileż można przegrywać z tymi szachrajami w chińczyka? Chyba ich zmuszę do ciężkiej fizycznej pracy i będziemy robić papierowe motyle. Taka mała namiastka wiosny. A co:)
Skoro Wiewióra tak lubi te długawe kluchy to czemu nie, co tam będziesz kombinowała i cudowała, najlepsze jest proste bo nic się nie zepsuje a jak zaczyna się wymyślać to nic dobrego z tego nie wychodzi. Z podopiecznymi to może igloo wybudujcie, materiału pod dostatkiem jest a zaprawę ze śniegiem w butach już masz :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPopieram Ptaka. NIe eksperymentuj, bo to ryzykowne...
OdpowiedzUsuńHa! Nic nie poradzę bo ze mnie kucharka jak z koziej doopy trąbka,tzn.w poradach.Mosze koleżanki coś doradzą? Buziaki.
OdpowiedzUsuńWitaj Ewutku, skoro dziecię lubi spaghetti, to coś Ci zaproponuje do niego: zakup wędzonego kurczaka ,w ilości ćwiartka na osobę ( u nas można dostać tylne ćwiartki), do tego 2 paczki warzywnej mrożonki, tak aby tam była mieszanka : kalafior, brokuł, marchewka i, lub skomponuj z pojedynczych elementów. Kurczaka, łącznie ze skórą pokrój w cieniutkie paski. Mrożonkę przelej wrzątkiem, osącz na sicie. W garnku rozgrzej masło z niewielką ilościa oliwy (żeby sie nie przypalało), dodaj 1/2 łyżeczki łagodnego curry, wrzuć warzywa, dodaj pieprz ziołowy (wg własnego smaku),posól, duś do miękkości, pod koniec dodaj kurczaka podziabanego w paski. Te warzywa możesz przygotować w sobotę, w niedzielę tylko odgrzejesz. Co do spaghetti. Oczywiście al dente, po ugotowaniu odcedz, włóż z powrotem do garnka, w którym się gotowało, dodaj łyżkę świeżego masła, dokładnie wymieszaj- możesz trzymać garnek na zapalonym malutkim ogniu, na płytce. Zrób z makaronu gniazdka, na środek na nałóż mieszanke warzywno-kurczakową. Ja często robię mieszankę : brokuł, kukurydza, zielony groszek, marchewka- wygląda dobrze kolorystycznie, a dodatek curry zapewnia,ze marchewka i kukurydza nie będą mdłe. To powszechnie sprzedawane curry f-my Kamis jest łagodne.Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńA jak ty robisz spagetti?Może po prostu zmień sos.Ja biorę mielone mięso,obsmażam na patelni na oleju,wrzucam do gara,dodaje dużo oregano,pieprzu,soli,można cebulkę.Podlewam wodą i duszę do miękkości.A potem dodaję sos pomidorowy ( albo boloński) z torebki.Zagotowuję i gotowe.
OdpowiedzUsuńU nas odwilż... I bratowa by mnie chyba pinezkami do parapetu po zewnętrznej stronie za uszy przybiła, jakby się dowiedziała, że dzieciaki na dwór wywlokłam... Przecież będą chore...
OdpowiedzUsuńEksperymentować to ja będę z ciastem - jak się uda to podrzucę przepis;) Z obiadem wolę tego nie robić - rzadko gotuję, ale podobno "umiem" :) Przynajmniej nikt jeszcze nie narzekał - chyba przez grzeczność, hihi:)))
OdpowiedzUsuńNo radzą:) I z porad skorzystam, jak najbardziej, bo czasem warto coś małego zmienić, by wszytko miało nowy smak:)
OdpowiedzUsuńJuż wszystko zapisałam gdzie trzeba i będę eksperymentować w najbliższym czasie. Wyobraźnia mi podpowiada, że kolorystycznie faktycznie będzie wyglądać apetycznie:) No i pracochłonne nie jest, a to plus ogromny:)
OdpowiedzUsuńRobię dokładnie tak samo - tylko bez curry i cebulki, bo nie przepadam:) Tylko sos ze słoika, boloński. Szybko, nieskomplikowanie i - jak się okazuje, smacznie:) Ale jak tak dalej pójdzie, to będę mistrzem jednego dania, skoro każdy, kto do mnie przychodzi to się upomina o spaghetti, hihi:))
OdpowiedzUsuńWierzę w Twoje umiejętności Ewo i myślę, że poradzisz sobie świetnie. Z przykrością jednak komunikuję Ci, że na merytoryczną pomoc z mojej strony liczyć nie możesz. Jako wszystkożerne zwierzę pochłaniam wszystko i w moim przypadku spaghetti mogłoby się ograniczyć do takiego cienkiego makaronu, byle bardziej miękkiego niż ten, który wystawiono na sklepowych półkach.Choć pewna zaleta jest, nie wybrzydzam,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChcesz wiedzieć na jaką ocenę zasługuje twój blog? Wejdź tu [ocenialnia-zwierzeca] i zgłoś się do mnie:)Przepraszam za Spam!
OdpowiedzUsuńEfciu zrób lazanię, też pyszna. Albo poszukaj prostych przepisów w necie, ja zaglądam na różne strony kulinarne i korzystam z wybranych potraw. A nuż znajdziesz inspirację.
OdpowiedzUsuńHihi:) Ja też wierzę w swoje umiejętności, a nawet jakby coś nie wyszło, tak jak miało być, to zawsze mogę przekonać gości, że efekt był zamierzony i miało wyjść dokładnie to, a nie cos innego:) Zresztą my też jesteśmy wszystkożerni - pod warunkiem, że to "wszystko" zawiera w sobie mięso.
OdpowiedzUsuńTo była pierwsza rzecz, którą zrobiłam - zajrzałam do internetu, czy mojje pomysły są w ogóle wykonalne. I są na szczęście:) Zresztą, mam tu tyle przyjaznych dusz, które od razu z odsieczą ruszyły i podpowiedziały to i owo, że pomysłów jeszcze na kilka obiadów wystraczy:)
OdpowiedzUsuń