piątek, 21 listopada 2008

zimowo - wspomnieniowo


Pan dzielnicowy się wczoraj pofatygował do naszej szacownej szkoły. Spotkanie z największymi ancymonkami trochę dało, bo dziś jakoś mało kto miał ochotę na dymka na przerwach. O dziwo, ten, który na widok mnie, stojącej przy drzwiach wejsciowych, dostawał nagłego ślinotoku, nawet na parter nie zszedł. Chyba też wystarczająco wyraźnie i głośno zostało powiedziane, że znieważenie nauczyciela, czy to słownie, czy nie daj Boże czynnie, to tak, jak znieważenie policjanta na służbie. Nie wiem tylko, czy traktować to jak ciszę przed burzą, czy może w końcu będzie normalnie... Szkoda tylko, że żadna z dyrektorek nie przyszła na to spotkanie. Cóż. Widać tylko my mamy problem. Niech i tak będzie.
A tymczasem idzie zima. Przynajmniej straszy, że nadchodzi. Bo pewnie zanim przyjdzie ta prawdziwa - kalendarzowa, to się zdąży wypadać i limit śniegu do marca zostanie wyczerpany. W sumie to szkoda. Zima to zima. Ma być mróz, padać śnieg i być biało. Jeszcze trochę i nowe pokolenia będą znały śnieg jedynie z opowiadań babć i dziadków. I wtedy pewnie opowieści będą się zaczynać od słów: "Dawno, dawno temu, kiedy babcia była młoda i na świecie padał śnieg..." :) Bo moja mówiła "Dawno, dawno temu, kiedy babcia była młoda i nie było telewizora..".
Brakuje mi tych wieczornych opowiadań Babci. Jednej i drugiej. Czasem wieczorami nie było światła. Siadaliśmy w kuchni przy stole [Tak nawiasem mówiąc, to właściwie nigdy nie rozumiałam czemu w kuchni przy stole i czemu wszyscy? Bali się, że się zgubimy w mieszkaniu? :) ] i przy świeczce zaczynało się opowiadanie bajek. A jak Rodziców nie było, to Babcia opowiadała, jak to się żyło, jak nie było telewizora i jak była wojna.. Czasem sami prosiliśmy, by pogasić wszystkie światła w mieszkaniu, zapalić świeczkę i wtedy błagalny chórek prosił zgodnie: "Niech Babcia coś jeszcze opowie.."
Ale dziś światło wyłączają bardzo rzadko a i Babć już nie ma. Zostały wspomnienia tamtych niesamowitych wieczorów. Tylko i aż tyle.
Lubię sobie tak wspominać, gdy za ogniem sypie śnieg:)

4 komentarze:

  1. Zazdroszcze Ci tych "posiadow" w kuchni. Mnie w dziecinstwie to nawet nie wolno bylo wejsc do kuchni. Ale mialam specyficzny dom i dziecinstwo. A teraz czesto z kolezankami wolimy posiedziec w kuchni niz "na salonach". U mnie wlasnie sypie mokry snieg, ponoc w nocy ma byc -4. Pozyjemy, zobaczymy. Milego wypoczynku od tych szkolnych przyjemniaczkow, Anna

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się dzieciństwo nieodłącznie kojarzy z kuchnią. Może dlatego, że wychowywałam się w typowym śląskim familoku. I całe życie koncentrowało się właśnie w kuchni. Kuchnia to dla mnie najprzytulniejsze miejsce w całym mieszkaniu i gdy do zrobienia czegoś do pracy nie jest mi potrzebny komputer, robię to w kuchni. Tam sprawdzam sprawdziany, referaty, przygotowuję się do lekcji... Są nawet tacy Goście, którzy tylko w kuchni czują się najlepiej i właśnie tam pijemy kawe i oddajemy się ulubionym pogaduchom:)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedys powiedzial mi kolega, ze jesli gospodyni pozwala ci posiedziec w kuchni, to znaczy, ze ma do ciebie zaufanie i ze cie lubi.Wg mnie kuchnia to serce domu.Pozdrawiam serdecznie, Anna

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci mają krótką pamięć.Być może się przestraszyły władzy, ale z czasem zapomną i zaczną działać swoje.Niestety.A co do kuchni-hmm ku mojemu rozgoryczeniu mam bardzo małą kuchnię. Jeżeli jestem tam ja to już nikt się nie mieści i denerwuje mnie mnie czyjaś obecność bo utrudnia mi działanie. Chciałabym mieć kuchnię taką z prawdziwego zdarzenia, rodzinną, z miejscem na posiadówki,z miejscem na zjedzenie posiłku.Być może kiedyś...Babcia taką kuchnię miała...uwielbiałam imprezy rodzinne w jej kuchni...Stare dobre czasy...Miło powspominać.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń