sobota, 29 sierpnia 2009

~~~~


W mojej głowie na dobre zadomowił się Hefajstos. Od kilku dni wytrwale wykuwa przeróżne cudeńka dla wiecznie młodych i pięknych mieszkańców Olimpu. Tylko czy nie mógłby się przekwalifikować na jakieś inne, mniej uciążliwe i hałaśliwe zajęcie? Np. robienie na drutach? Jeszcze jeden taki dzień i zacznę żądać jego eksmisji…
(Jedna z bohaterek „Lalki” zawsze mówiła w takich chwilach, że ma globusa. Ale ja nie z arystokracji. Mnie po prostu boli głowa…)
Na zakończenie wakacji zabraliśmy Młode Pokolenie do naszego grajdołkowego muzeum. Pominę milczeniem fakt, że musiałam z tej okazji wstać skoro świt, bo Mama chciała tam dotrzeć tuż po otwarciu, czyli koło 10. Ledwo zatem weszłam do mieszkania Rodziców, a wszyscy w szyku bojowym i pełnym rynsztunku już na mnie czekali. Zatem żegnaj kawo... Zrobiłam w tył zwrot na pięcie i z Młodą przyssaną do mej ręki jak pijawka, paplającą o wszystkim o czym tylko małe dziewczynki mogą paplać, obrałam jedyny słuszny dziś kierunek – muzeum. Młody obijał się (i to dosłownie) między Babcią i Dziadkiem, zachwycając się po drodze każdym pomalowanym płotem i oburzając na fakt, że słupy wysokiego napięcia są w środku miasta…
Co prawda byli w tym muzeum przynajmniej raz, ale i tak całą drogę ciągnął się za nami smrodek dydaktyczny pt. muzeum to miejsce gdzie się ogląda, a nie dotyka. I cała seria przykazań: nie wdrapuj się, nie dotykaj, nie siadaj, nie podnoś, nie przestawiaj itd. To głównie do Młodego. Jemu to po prostu trzeba za każdym razem powtarzać jak mantrę, z nadzieją, że choć część tych słów do niego trafi. Oczywiście przy okazji trzeba było odpowiedzieć na milion pytań zaczynających się od jego ulubionego słowa „Dlaczego”…
Daliśmy radę. Muzeum stoi. Listów gończych za nami nie rozesłali.
Ok.. W boskiej kuźni jakby mniejszy ruch, to może uda mi się zasnąć, bo pora nieludzka. Zostawiam więc z odrobiną greckich nutek. I chyba nie muszę tłumaczyć co znaczy „S’agapo” :)


                                                prezent 


22 komentarze:

  1. ale nie chcieli nic wynieść?:))))pamiętam,jak Młodsza w Biskupinie zapatrzyła się na czaszkę wyeksponowaną za szybą-pokazano tam taki przykładowy grób..i koniecznie chciała ją do domu!!w końcu zapytała,gdzie można kupić..miała wtedy..6 lat..potem jeszcze chciała zabrać- już marmurową z Ratusza:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Ewulko! Jakieś trzy lata temu zwiedzaliśmy z dzieciakami zamki na Dolnym Śląsku. Część z nich to już tylko ruiny. Mojej młodszej odnodze od piekła tak się spodobały, że jak spojrzał na zamek w Książu to jęknął: "Ach! Jaka z tego byłaby wspaniała ruina!". Od tej pory bardzo lubi wszelkie "starożytne" rzeczy i na siłę wyciąga mnie raz w miesiącu do jakiegoś muzeum czy na spacer "po zabytkach". Skubany nawet potrafił przekonać panie w muzeum, żeby pozwoliły mu usiąść na zabytkowym "tronie" (krzesło gdańskie). Tylko tata musi być chodzącą encyklopedią bo każde pytanie (a ma ich sporo) również zaczyna od "dlaczego". Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewutku, ogromnie Ci współczuję, ból głowy jest paskudną rzeczą.A kiedyś wyczytałam taką poradę dla mam prowadzących zbyt ruchliwe dzieci: założyć szelki, z długimi uchwytami, co pozwoli na utrzymanie właściwej odległości pomiędzy dzieckiem a eksponatem.Obie ręce czymś zająć, lub kazać trzymać ręce w kieszeniach. Szelki z długimi uchwytami kojarza mi się z nauką chodzenia malucha, ale to zastosowanie może jest godne opatentowania???Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~postautoportret29 sierpnia 2009 16:21

    no i masz ci los...jakby powiedział Kubuś Puchatek...czyli miś o bardzo krótkim rozumku...czy jest jakiś sens targać małolaty do muzeum...przecież nie ma tam miodku... hi hi... Pozdrawiam z tym razem słonecznej Krainy Deszczowców...

    OdpowiedzUsuń
  5. też bym poszła do muzeum...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewutku, zajrzyj do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, był czas, że i mnie głowa bolała dzień w dzień. Całkiem niedawny czas. Ale nie łupało, a ćmiło. Jednak tabletek Goździkowej nie spróbowałam..Muzea zaś powinny być dotykowe - o ileż więcej by człowiek, zwłaszcza mały człowiek, wtedy zapamiętał. Wiem jednak, że tak nie zawsze się da..

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, nic nie chcieli wynieść, ale ledwie weszliśmy, już Młody się przyssał do pierwszej z brzegu pompy strażackiej, a potem próbował się wcisnąć między dwie gabloty, bo była luka i chciał sprawdzić, czy się zmieści... Żywioł został opanowany:) Widziałam niejedno w muzeach. Zresztą od znajomych muzealników tez niejedno słyszałam - i to niekoniecznie na tamet zachowania dzieci, hihi:))

    OdpowiedzUsuń
  9. Młody wyszedł obrażony, bo helikopter wojskowy stojący na podwórzu muzeum był zamknięty i on nie mógł do niego wejść. A goryczy doprawiała informacja, że jego siostra, podczas wycieczki z zerówki, weszła do niego. No i jak to możliwe, że ona - dziewczyna, siedziała w kabinie helikoptera, a on - chłopak, nie. Mruczał całą drogę do domu, że to niesprawiedliwe. Ale kilka razy ściągaliśmy go z wozów strażackich... Na szczęście na niektóre można było wejść:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zrobiłabym tego własnemu dziecku, a co dopiero nie swojemu... Dla Młodego, który jest bardzo ruchliwy, trzeba jedynie dużo cierliwości. On zrozumie. Po jakimś czasie tłumaczenia - ale zrozumie. Spokojnie, rzeczowo, nie krzykiem. W każdym razie jakby był zamotany w te szelki, to chyba narobilibyśmy więcej szkód niż bez nich:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. jeżeli jest to muzeum z wozami strażackimi, a Młody jest fanem straży pożarnej, to jest, i to nawet wielki:) tylko trzeba mieć ze dwie dodatkowe ręce i oczy dookoła głowy, bo on jak ogień - próbuje być wszędzie naraz:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Beatris! Aż mi się sam od siebie uśmiech wymalował na twarzy:))) Jak się cieszę, że Cię widzę:) Gdzie zniknęłaś?..:(Byłaś kiedyś w Muzeum Historii Katowic? Byłam tam dawno temu, ale polecam: Katowice ul. Szafranka. Dawne mieszkania mieszczańskie z pełnym umeblowaniem. Fantastycznie się ogląda. Wybierz się z dzieciakami w jakiś weekend.Buziaki! :) Odezwij się

    OdpowiedzUsuń
  13. Są takie, gdzie się da. Ale to raczej nie u nas. Może kiedyś się doczekamy...

    OdpowiedzUsuń
  14. Znakomity pomysł na wychowanie młodego pokolenia Polaków! Ciekawe, ilu rodziców w tym kraju dba o historyczną wiedzę swoich pociech? W świetle wydarzeń ostatnich dni i agresywnej wojny propagandowej, jaką rozpętał Kreml, to chyba bardzo ważne, abyśmy wszyscy znali podstawowe fakty z historii Polski. Czy w tym Muzeum jest coś szczególnego, jakieś eksponaty czy wystawa? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Kwestię znajomości bądź nieznajomości podstawowych faktów z historii oceniam na co dzień, w szkole. Tzn. z chwilową przerwą na ten rok. Ale wierz mi - nie jest tak źle, jakby niektórzy chcieli. I nie mówię tu o sporach polityków z historykami o to kto ma rację, bo zawsze uważałam - i uważać będę, że historię należy zostawić historykom, a politykom od niej wara. Mnie chodzi o podstawowe fakty, które każdy Polak znać powinien. Kwestia przyczyn i skutków pewnych wydarzeń zawsze będzie budzić kontrowersje, zwłaszcza dopóki część archiwów jest utajniona i jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie zanim zostaną udostępnione historykom. Choć i wtedy nie ma żadnej gwarancji, że zostaną zinterpretowane jak sie należy. Prawda obiektywna? W historii nie ma czegoś takiego. Poglądy polityczne i punkt patrzenia na tę samą sprawę dwoch historyków może sprawić, że ten sam fakt zostanie zinterpretowany całkiem inaczej. Cóż - zawsze powtarzano, że historia jest najwiekszą... ekm, przepraszam, wiesz co chcę powiedzieć. To przedmiot, którym najłatwiej manipulować i chcąc zindoktrynować społeczeństwo, każda władza zaczynała wprowadzać jedyną słuszną wykładnię historii. Ja się w to nie bawię. Historia to moja pasja i zawód w jednym. I staram się tę pasję zaszczepiaćswoim uczniom - z mniejszym lub większym skutkiem.Pytałaś o muzeum. Ma ono dość pokaźne zbiory wozów strażackich i innych akcesoriów w tym temacie. No i jest też dział muzeum miejskiego. A tam stare fotografie, wnętrza mieszkalne sprzed 100 lat i inne różności związane z przeszłością mojego miasta.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czy chcesz przez to powiedzieć, że właściwie każdy samodzielnie musi oceniać zdarzenia historyczne bo nie istnieją (i nie mogą istnieć) opracowania historyczne obiektywne z naukowego punktu widzenia? Czy historyk może uciec od politycznego tła wydarzeń? Czy my wogóle możemy uwolnić się od polityki? Gdzie kończy się w historii metoda naukowa, racjonalna, a gdzie zaczyna się spekulacja? Jeżeli prawidlowo Ciebie rozumiem, to by znaczyło, że historia jest podobna teozofii, w której znaczenie metod racjonalnych, naukowych jest bardzo ograniczone. Napisz wiącej na ten temat. Pozdrawiam z wakacji. Odpowiedź przeczytam po powrocie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie dziw się Młodemu, też często miałam ochotę pomacać jakąś rzeźbę. Już nie powiem, że stojąc pod repliką Dawida we Florencji, miałam ochotę się przytulić, ale był za wysoko:(Globusa miała pani Emilia Korczyńska z "Nad Niemnem", to tak gwoli ścisłości literackiej.Pozdrawiam wieczorową porą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ewo, odzywa się we mnie stara historyczka, wiec bardzo chwalę że zabrałaś młodych do muzeum. Ja nie mogę doczekać się momentu, gdy mój wnusio będzie mógł ze mną zwiedzać, a muzea przede wszystkim, już układam od czego zaczniemy. Córki też przepędzałam przez różne ciekawe, nie tylko historycznie miejsca i wiem, że bardzo to lubiły.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapadłam się pod ziemię z hukiem i trzaskiem wielkim... Bardzo Ci dziękuję, że trzymasz rękę na pulsie. Proszę o więcej, gdyby mi przyszło znów coś poplątać... Co mi ta "Lalka" w głowie siedziała?... Odwołam w następnym poście.... O rajuśku, wstyd effka, wstyd....

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo lubię muzea. Takie zboczenie zawodowe. A do tego akurat to dzieciaki same chciały iść, bo tam są wozy strażackie, a straż pożarna to konik mojego Bratanka, więc jakżebym śmiała zrobić inaczej:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Historia jest nauką, w której zawiera się i polityka, i sztuka, i obyczaje, i co tylko sobie człowiek wymyślił. Nie da się uciec od polityki patrząc na historię. To polityka kształtuje przyszłość, która - jakby na to nie patrzeć, kiedyś będzie przeszłością. Politycy mają wpływ na przyszłość, historycy zajmują się przeszłością. I niech tak zostanie. Historycy są wyposażeni w odpowiedni warsztat, dzięki któremu mogą oceniać i interpretować fakty historyczne. Gdyby każdy mógł samodzielnie oceniać owe fakty, powstałby jeden wielki bałagan. I wówczas właśnie mielibyśmy do czynienia ze spekulacjami, zamiast z naukową metodologią historii. Owszem, historycy spierają się między sobą w kwestii interpretacji faktów. Szkoła krakowska, lwowska, warszawska... Ale dla mnie to normalne. Trudno przecież jednoznacznie ocenić postępowanie człowieka. A historia to nic innego jak nauka o człowieku. W końcu to człowiek wywołuje i prowadzi wojny, wymyśla wynalazki, które potem wykorzystuje w przeróżny sposób, tworzy dzieła sztuki itd. Jednak spory historyków przynoszą konstruktywne efekty. Pokazują różne punkty widzenia na ten sam problem. I nie mówię tu o ewidentnym przeinaczaniu faktów, naginaniu ich do własnych potrzeb. Mówię o sporach historyków, nie polityków. Nie sugerowałam, że nie ma obiektywnych opracowań historycznych. Otwieranie archiwów, odnajdywanie nowych dokumentów pewnie niejeden raz jeszcze wstrząsnie wiedzą historyczną nas wszystkich. Historia jest przecież nauką rozwojową. Ale faktom historycznym nie da się zaprzeczyć. Dyskusje natomiast rozbijają się o ich interpretację. Czyż nie brakuje ludzi hołdujących spiskowej teorii dziejów? Interpretują oni historię zgodnie z własnym punktem widzenia, przy wybiórczej selekcji faktów i źródeł (często nie mając pojęcia o ich zewnętrznej i wewnętrznej krytyce...) pasujących do ich teorii. I są przy tym zacietrzewieni uwazając, że to oni mają monopol na prawdę historyczną.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń