poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Część 4. Wakacyjny luz i co z tego może wyniknąć


Tak, wiem, już tytuł brzmi intrygująco, ale proszę się nie spodziewać żadnej romantycznej opowieści:) To tylko moje wakacyjne przemyślenia wynikłe też skądinąd z własnych obserwacji. Tegoroczne wakacje w ogóle były bardzo inne od wszystkich poprzednich. Pomijając już nawet te przygody z podróżą, hotelem itd. W tym roku wróciłyśmy bowiem na Korfu jak do siebie i poznawałyśmy Grecję niemal całkowicie od kuchni. Grecy dość zazdrośnie strzegą swojej prywatności – co dla turystów, to dla turystów, co nasze to nasze. Ale sącząc wino w ulubionej tawernie i rozmawiając z przyjaciółmi naszego greckiego „przewodnika” po Korfu, dość szybko można było dostrzec to i owo. A, że jakoś tam nas zaakceptowano jak prawie „swoje”, więc i języki się rozplątywały w rozmowie.
W wielu wakacyjnych miejscowościach można dostrzec przytulające się i całujące pary. I nikogo to nie dziwi. Normalne. Wakacje.
Któregoś wieczoru poszliśmy do tawerny, której właściciele są przyjaciółmi jednego z naszych znajomych. Było dość późno, właściwie już pusto, bo pora kolacji dawno minęła. Kilka osób siedziało przy lodach, drinkach itd.
Na kolanach boskiego Apollo przycupnęła farbowana blondyneczka. „Żona chyba, albo dziewczyna” – przemknęło przez moją staroświecką głowę z lotem błyskawicy stwierdzenie tak oczywiste jak to, że jest wtorek i że powoli mija kolejny dzień mojej greckiej przygody.
Dzień później spotkaliśmy się znów w tym samym miejscu. Ponieważ lokal w międzyczasie znów się nieco wyludnił (bo i pora była już taka do wyludnienia odpowiednia), współwłaściciele dosiedli się do naszego stolika. Okazało się, że boski Apollo (a boski był jak nic… o mamo….) to współwłaściciel tawerny, a owa blondi to turystka, która go sobie wielce upodobała. Jakoś sami zeszli na temat sceny, której świadkami byliśmy dzień wcześniej. Z ich rozmów, uwag, gestów, mimiki i czego tylko jeszcze, wyciągnęłam jeden wniosek: klient ma być zadowolony. Wiele zachowań jest wyreżyserowanych, uśmiech jest przyklejony do twarzy na cały czas pracy. Nie może pokazać zmęczenia, zniecierpliwienia, znudzenia – musi zarobić, bo sezon trwa tylko pół roku, a następne pół trzeba za coś przeżyć. No i trzeba korzystać z każdej okazji, która się pojawia. Tylko jeden z tej trójki był żonaty. Pozostali wolni. Więc korzystali z okazji lub szukali ich sami. W ostatni wieczór przed wylotem spytałam Boskiego wprost, dlaczego nikogo nie ma, przecież jest tak niesamowicie przystojny, że chyba nie ma kobiety, która by mu się oparła. No i ze znalezieniem dziewczyny też by nie miał pewnie problemu. Odpowiedział, że nie szuka, bo lubi wolność. Nie jest gotowy na założenie rodziny, a tego chcą dziewczyny. Cieszy się, że nikt mu w domu nie robi awantur z zazdrości, a jak ma ochotę na seks to zawsze się jakaś znajdzie. Chce się wyszaleć, bo potem już może być za późno. I bardzo mnie tą szczerością wtedy zaskoczył – nie ukrywam, że rozmowa była dość dziwna jak na dwóch obcych całkowicie ludzi, którzy spotykają się gdzieś tam przypadkiem, a opowiadają sobie o prywatnym życiu (i to jeszcze w obcym języku…). 
Cóż. Samotna kobieta na wakacjach dość szybko staje się celem. Dwie kobiety – to już wyzwanie, bo potencjalnych myśliwych musiałoby być dwóch, żeby jedna nie przeszkadzała w zdobywaniu drugiej. To tak trochę obrazowo. Ale przecież nie od dawna wiadomo, że wiele mniej lub bardziej samotnych kobiet, wyjeżdżając na wakacje pragnie zapomnieć o całym świecie – i zapomina dość skutecznie wdając się w wakacyjny romans, lub jednonocną przygodę. Romans romansem, przygoda przygodą – pal to licho, nie moja sprawa. Gorzej, jak kobiecina sobie ubzdura, że to ten jedyny wymarzony i potem przychodzi rozczarowanie, że dla niego była po prostu kolejną zaliczoną…
Ale wracając do naszego pierwszego – drugiego spotkania. Tamtego wieczoru uznałyśmy obie, że trzeba być niezwykle trzeźwo myślącą osobą, gdyż chwila zawahania czy przekroczenie niewidzialnej granicy żartu i dobrej zabawy, bardzo szybko może zaowocować konkretną propozycją. Zdecydowane „nie” budzi zdziwienie i odbierane jest jak przekomarzanie się. Zresztą – greckie „Ne” oznacza „Tak”… Skąd takie refleksje? Sama o mało nie zostałam potraktowana jak ktoś szukający przygody. A ja się tylko po prostu dobrze bawiłam, bo miałam tego dnia wyjątkowo dobry humor. Wakacyjny luz zmienia i mnie nie do poznania. Ale na szczęście wszystko zostało utrzymane w konwencji żartu i tak zostało do końca.
Spotkałyśmy pewnego dnia na plaży Polaka, który od kilku lat pracuje w tamtejszym barze. I on utwierdził nas w naszych obserwacjach – turystki są dla wielu miejscowych łatwym celem. Masz ochotę na seks? Ja też. Chcesz romansu? Dla mnie to miła odmiana. Wyjedziesz? Przytulę mocno na pożegnanie, a potem przyjedzie następna „chętna”. Ale aby oddać pola sprawiedliwości, powtórzę sformułowanie „dla wielu”. Bo nie dla wszystkich.
Czasem wpadałyśmy do tej tawerny same, bez „obstawy”, która niestety pracowała i miała prawo być padnięta po robocie. Na przywitanie padała standardowa seria pytań: jak minął dzień, co słychać, czasem tylko zamachano do nas między jednym i drugim kursem z tacą i mogłyśmy się zadowolić własnym towarzystwem, prowadząc życiowe rozmowy przy kolejnej lampce wina. Czasem się któryś przysiadł, pogadał, pożartował. A my jakoś tak przy okazji niemal, to coś wyciągnęłyśmy od nich, to coś tam zaobserwowałyśmy mimochodem. A próbowali, oj próbowali cały czas czarować i – nic nie mówiąc, dawać bardzo jednoznacznie do zrozumienia, że jednak rozmowa a i owszem, ale coś więcej jak najbardziej… Zresztą ostatni wieczór też spędziłyśmy w ich tawernie. I był to tak szalony wieczór, że pewnie do końca życia będę się uśmiechać na samo jego wspomnienie:)


c.d.n.




16 komentarzy:

  1. beatris3076@op.pl3 sierpnia 2009 20:08

    niezłe szaleństwo...hihihhi,ale masz rację niektóre osoby nie potrafią zrozumieć że nie są jedynymi na świecie.Decydują sie na jednorazową przygodę,wakacyjny romans licząc na cd ,ale przecież dobrze wiedzą że to tylko jednorazowe.Miło było i sie skończyło...to trudne ale skoro już chcemy zaszaleć...albo możemy tylko się przyglądać....hihihihhi.p/s Przerwa minie Ewciu jak zadzwoni telefon.....Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś miałam 2 tygodnie obserwacji młodych Holenderek w hotelu na Riwierze Tureckiej.To one "rwały tubylców" ostro, a oni byli chętni, bo oczekiwali zaproszenia do Holandii. Ci chłopcy szukali przepustki, by się wyrwać z Turcji, mieli nadzieję,że uda im się "zaczepić" w Holandii.O Polkach mówili,ze nie warto z nimi się zadawać, bo one to chcą by wpierw był ślub, zupełnie jak Turczynki. Moja to im wstawiała kit,że ma narzeczonego, więc nawet na randkę nie może iść.No a co z tym seksem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Effko! W tzw. ciepłych krajach turystyka seksualna jest dużo wyraźniej widoczna niż u nas. Czytałem ostatnio o jakiejś paniusi składającej reklamację do biura podróży, że przez dwa tygodnie nikt jej nie poderwał. W moim turystycznym (latem zwłaszcza) grajdołku również czasem zdarzają się podobne zachowania, zwłaszcza młodych panien. Wychodząc z kolegami na piwo w lipcu lub sierpniu do knajpki na starówce mamy 50% pewności, ze jakieś panny będą chciały się przysiąść. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że zaznaczyłaś, iż cdn, bo może rozwiniesz końcową myśl;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od razu na myśl przychodzi Shirley Valentine ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak?:) A mnie ciagle po głowie chodziła dobra zabawa i żeby mi ktoś potem nie zaśpiewał: "Ech mała, poszalej, masz 80 latCoś zapal i nalej, tak mało dał ci świat, baw się wreszcie zapałkami, niech cię sparzy żarNie siedź w domu wieczorami kiedy kusi bal":))

    OdpowiedzUsuń
  7. Owszem, nastąpi:) Ale na ostatnią myśl spuszczę zasłonę milczenia;) Dodam tylko, że uśmiałam się jak wieczór wcześniej, pogadałam, narobiłam zdjęć jak paparazzi (i mnie też obfotografowano zresztą - choć raz poczułam się jak gwiazda filmowa), zorby mnie nie nauczono tańczyć co prawda - odkładając to na następny rok (choć nie wiem, czy będzie powtórka z Korfu..) i w ogóle będę mieć co wspominać na długo, długo... I nie wiem tylko czemu ostatni wieczór jest zawsze najfajniejszy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie nie - reklamację do biura podróży to ja będę składać, a i owszem, ale z całkiem innego powodu:))Rzeczywiście - turystyka seksualna (nawet jest określenie "sex holiday") jest faktem. I nie jest łatwo dać komuś do zrozumienia, że ta forma "rozrywki" kogoś nie interesuje. Tak jak napisałam - traktowane jest to czasem jak gierka, czy jak to ładnie nazwałeś "krygowanie się". To co u nas czasem funkcjonuje w konwencji żartu, tzw. wygłupiania się ze znajmomymi - tam może zostać odczytane całkiem inaczej. Cóż - inny krąg kulturowy. Trzeba go poznać, by nie popełnić faux pas i nie zostać nieopatrznie zrozumianym. Jak to się mówi - podróże kształcą:)

    OdpowiedzUsuń
  9. A co, nie było seksu?;)Wiesz - jak ktoś patrzył z boku na mnie i moją Przyjaciółkę, też pewnie sobie myślał, że rwiemy tubylców na prawo i lewo. Jakby na to nie patrzeć - byłyśmy ciągle w męskim towarzystwie... W końcu jakiś grecki znajomy towarzyszył nam niemal codziennie. A poza tym?Pan w supermarkecie, gdzie kupowałyśmy wodę mineralną, machał do nas przez pół ulicy, a jak nas wypatrzył gdzieś w knajpce - zatrzymywał samochód i zagadywał... Gdy kiedyś weszłam do przyplażowej knajpki na frappe, było tak gorąco, że ubrałam tylko spodenki i zostałam w górze ze stroju (wiele kobiet tam siedziało właśnie tak ubranych). Usłyszałam z wnętrza tylko głośne gwizdnięcie i szybką wymianę zdań z języku greckim, a chwilę potem wyrósł przede mną kelner (choć od tygodnia tam chodziłyśmy, jego widziałam pierwszy raz, potem już wiedziałam, że własnie o tej porze zaczyna zmianę), który co prawda okazał się przemiłym młodym człowiekiem, ale ja od tamtej pory wchodziłam tam ubrana jak sie należy, nawet jak było ponad 40 w cieniu...Boski Apollo, za każdym razem gdy się ze mną witał lub żegnał (zależy od sytuacji), robił to w taki sposób, że nie trudno było się domyśleć jak na mnie reaguje...Każda kobieta cieszy się, gdy jej kobiecość zostaje dostrzeżona i doceniona, ale z drugiej strony - dlaczego mam być postrzegana tylko jak kawałek tyłka do przelecenia? Przepraszam za to sformułowanie, ale czasem się tak właśnie czułam...

    OdpowiedzUsuń
  10. No tak, szaleństwo - ale do granic jakich nie przekraczam:) czasem chyba za bardzo poigrałam z okniem, ale full control;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~postautoportret4 sierpnia 2009 15:43

    Jakby na to nie patrzeć...na całym świecie tak samo...w kurortach turystycznych aż roi się od boskich Apollonów i przyjezdnych turystek, samotnych na stałe bądź też tylko czasowo... Jakby i jedni i drudzy potrzebują siebie na wzajem, a że przy okazji marginalizują pewne rzeczy cóż...to już inna kwestia... Dziękuję za kolejną odsłonę... Pozdrawiam ciepło czekam na kolejne...

    OdpowiedzUsuń
  12. Okazuje się, że najciekawsze pominiesz;)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Można korzystać lub się przyglądać - jak na pisała Beatris. I wybór należy do każdego z nas. Jak wybierzesz , tak będzie. Ale ewentualnych reklamacji nikt nie będzie przyjmować.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bo jak czterech facetów rozmawia o samochodach, do tego po grecku, a my dostajemy kolejnego ataku śmiechu, bo ich rozmowy wyglądają tak jakby się zaraz mieli sobie rzucić do gardeł (mówią bowiem całymi sobą), to proszę mi wierzyć - kiedy śmiech staje się zaraźliwy, bardzo szybko towarzystwo przestaje wyglądać na normalne - jeżeli patrzy się na taką scenę z boku. Sytuacji zabawnych było zresztą więcej. Naprawdę dobrze się tego wieczoru bawiłam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wakacje stwarzają okazję do romantycznych sytuacji, byle mądrze z tych nastrojowych sytuacji korzystać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj tak. A w warunkach nazbyt romantycznych i głowe można stracić zbyt szybko

    OdpowiedzUsuń