sobota, 15 sierpnia 2009

licencja na zabijanie


Trąbka, sygnalizująca kolejny pogrzeb wśród moich bezkonfliktowych sąsiadów, już raczej nie wywołuje u mnie takich dreszczy, jak kilka lat temu, gdy wprowadziłam się na Wichrowe Wzgórze. Dziś jednak jej sygnał wyciągnął mnie na balkon. Na cmentarzu był tłum ludzi, jakby było co najmniej Wszystkich Świętych. Przy tzw. trzeciej bramie jeden samochód pogrzebowy wycofywał z cmentarza, a drugi już czekał by tam wjechać. Jedni żałobnicy powoli wychodzili, drudzy ustawiali się w niewielkim kondukcie. Z przeciwnej zaś strony, od tzw. głównej bramy nadciągała niekończąca się fala ludzi, która zasilała ogromny tłum zgromadzony niemal w centrum cmentarza.
- No tak – pomyślałam. – To TEN pogrzeb…
Wracali z wakacji. Nie dojechali do domu. Kierowca wyszedł z wypadku z niegroźnymi obrażeniami. Ale dla jego żony i dwójki dzieci ta podróż była końcem podróży przez życie… Cóż z tego, że mieli zapięte pasy i zadziałały poduszki powietrzne? Siła uderzenia była tak wielka, że nie mieli szans.
Patrząc na to morze głów zastanawiałam się ilu ze zgromadzonych żałobników to rodzina, sąsiedzi, znajomi z pracy, koledzy ze szkoły itd., a ilu przyszło z czystej ciekawości. No tak, ja też na moment stałam się mimowolnie gapiem..
W tym samym momencie kończył się jeden pogrzeb a zaczynał inny. Dlaczego tam nikt nie poszedł „popatrzeć”? Bo co? Bo tamte pogrzeby były takie zwyczajne, pospolite, a ten, taki potrójny, niespotykany? W końcu nie co dzień ginie w wypadku niemal cała rodzina, nie co dzień można iść na taki pogrzeb, nie wiadomo kiedy będzie następna okazja…
My, ludzie, jesteśmy straszni. Uwielbiamy karmić się ludzką tragedią, żerować na czyimś bólu i szukać tematów dla sensacji i plotek. Nogi mi się dzisiaj ugięły, gdy usłyszałam, iż jedna pani stwierdziła, że pójdzie na pogrzeb bo chce „zobaczyć jak się będzie zachowywał ten facet co to rodzinę zabił, a sam przeżył”… 
Gdy wczoraj spytano mnie czy się wybieram na pogrzeb, spytałam „A powinnam?” I zapadła dziwna cisza. „No ale wiesz…” – No tak wiem, ale przecież nie znałam. Po co mam iść? Bo wypada się pokazać? Tylko, że to chyba nie czas i miejsce, by się „pokazywać”. Ci ludzie przeżyli ogromną tragedię, to ich prywatny ból, tam nie powinno być miejsca dla gapiów…
Patrząc jeszcze przez chwilę na owe napływające tłumy, przypomniałam sobie pewnego pana, który zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepisy o konieczności zapinania pasów w samochodzie. Ograniczały one jakoby jego konstytucyjne prawo do wolności (tylko nie wiem już wolności czego?...). Bardzo się cieszę, że TK podtrzymał owe przepisy jako zgodne z konstytucją. Straciłam kilku znajomych i mojego serdecznego Przyjaciela, w wypadkach samochodowych. Wszyscy mieli zapięte pasy. I pewnie ktoś spyta „To po co je zapinać, skoro i tak zginęli?” Gdybym myślała tymi kategoriami, od kilku lat by mnie tu już nie było. Żyję, bo właśnie zapięte pasy przyciągnęły mnie z powrotem do fotela, gdy ktoś postanowił zaparkować w bagażniku samochodu, którym stanęliśmy przed przejściem dla pieszych... Jeden z policjantów powiedział mi potem, że jakby nie pasy, to przy tej sile uderzenia byłabym w samochodzie, który stał przed nami. I nie szkodzi, że przez tydzień nie umiałam odwrócić głowy na boki, a skutki wypadku pewnie jeszcze długo będą dawały o sobie znać – żyję:) Bo zawsze zapinałam pasy. Teraz tym bardziej. Nawet jak siedzę na tylnym siedzeniu. Choć wiem, że to nie daje stuprocentowej gwarancji, ale daje szansę.
Na prawo jazdy zawsze mówiłam z przekąsem „licencja na zabijanie”. Zresztą pewnie nie tylko ja. A niedawno, z nieukrywanym zdziwieniem, dostrzegłam wyłaniający się z krzaków ogromny billboard „Prawo jazdy to nie licencja na zabijanie”.
Za kierownicą już raczej nie usiądę, choć to nie ja byłam kierowcą. Moją prostokątną licencję noszę razem z innymi dokumentami. Chyba z przyzwyczajenia. Ale jest tam też inny prostokącik. A na nim jest napisane, by po mojej śmierci przekazać narządy tym, którzy je będą potrzebować. Mnie już do niczego nie będą przecież wtedy potrzebne.




23 komentarze:

  1. ~smoothoperator15 sierpnia 2009 03:47

    Witaj Ewo,to bardzo przykry i drażliwy temat. Zawsze tak jest, kiedy nasze bądź innych działania nagle są w stanie odmienić całe nasze życie. Niestety to się zdarza. Niestety czasami sami nie mamy na to wpływu, a czasami wręcz swoim zachowaniem, działaniem prowokujemy los. W kontekście ludzkiej śmierci spory o to, czy zapinać, czy też nie pasy, brzmią śmiesznie. Wolność nie jest prawem człowieka do robienia czegokolwiek. Jesli ktoś dzisiaj nie uznaje zapinania pasów, jutro sam będzie okreslał prędkość z jaka wolno mu się poruszać po drodze, pojutrze zdecyduje, że wypije przed jazdą trzy piwa, a jako argument poda, że już dwa razy jechał "na gazie" i szczęśliwie dotarł do domu. Że też ludzie z własnej, nieprzymuszonej woli, potrafią tak bardzo komplikować sobie życie. Nie wystarczy, że sam los bywa złośliwy?,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się..to obrzydliwe,chodzenie na pogrzeby właśnie po to,żeby..no właśnie,co?????swego czasu przypadkowo pojawiłam się na blogu opisującym ciężką chorobę dziecka a potem jego śmierć..i pogrzeb.poleźli na niego znajomi bloggerzy.PO CO???znali rodzinę?i te łzy wylewane na blogach.mnie to brzydzi.inna sprawa,że nigdy w sieci nie opisywałabym tego typu spraw,no ale to moje osobiste zdanie,może ktoś inny potrzebuje...nie wiem,ale ja chyba zrobiłabym wszystko,żeby nikt obcy mi nie przylazł.ale jak to zrobić?osobiście lubię prowadzić,bardzo.ale debili coraz więcej.no i zawsze mamy pasy.bo dają szansę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo smutne... Co do pasow to powinny byc takze w autobusach,przewaznie na tylnych i przednich siedzeniach. Przeciez one woza wiecej osob. Dlaczego kierowcy aut.nie maja pasow? No,ale rzad na ten pomysl jeszcze nie wpadl,bo jezdza autkam. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Straszna tragedia.. to prawda, podzielam Twoje zdanie ad. tego, że gapie powinni zrozumieć, że komuś się właśnie świat zawalił, powinni znaleźć się na 3 czy 4 planie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewutku, ludzie są naprawdę dziwni i faktycznie karmią się cudzym nieszczęściem.Zobacz co się dzieje, gdy nastąpi wypadek- dookoła stoi zwarty tłum, wgapiony, zahipnotyzowany i całkiem bezradny i nieprzydatny.A moja sąsiadka (dzis już ś.p.) , niesamowicie wścibska osoba, zaczepiła mnie kiedyś i mówi- spieszę się na pogrzeb takiej małej siedmiolatki, bo wyczytałam,że dziś jest, a jestem ciekawa na co takie małe dziecko mogło umrzeć. Ewutku, szczęka opadła mi do pięt nieomalże.Znam takiego, którego żona zginęław wypadku, a on prowadził. Został sam z 2 dzieci. Do dziś nie wie jak to się stało,że dachował. Gdy się ocknął w szpitalu, był już wdowcem i było po pogrzebie.Doszedł do siebie, musiał, była 2 dzieci.Życie jest okrutne, niestety. anabell

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryzykowac trzeba madrze. Nigdy glupio. Przy polskich drogach stoi pelno krzyzy w miejscach wypadkow. Tak sobie mysle, ze ich stawianie to chyba jednak przesada. Jakis dziwny zwyczaj. Pewien procent wypadkow zdarza sie calkowicie przypadkowo, np: z powodow technicznych i trudno obarczac tu wina kogokolwiek. Do wiekszosci wypadkow dochodzi jednak z winy czlowieka (brawurowa jazda, wyprzedzanie na trzeciego, alkohol). Czy stawianie w miejscu publicznym krzyza na czesc sprawcow wypadku nie jest wlasciwie jakims szyderstwem z ofiary zycia, jaka zlozyl Mesjasz?

    OdpowiedzUsuń
  7. Oto dlaczego warto zapinać pasy bezpieczeństwa:http://www.220.ro/0e8VEFudvH/No-Belts-No-BrainPozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Może właśnie dlatego, że uznają iż wolna wola to przyzwolenie na robienie wszystkiego... Ktoś wymyśłił pewne zakazy i nakazy niekoniecznie po to, by nam uprzykrzyć życie, ale po to, by uczynić je łatwiejszym i - może czasem wbrew naszej wyobraźni, bezpieczniejszym. Skacząca adrenalina to uczucie bardzo przyjemne, ale czy jej poziom musi koniecznie rosnąć na drodze?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja to nazywam "podpinaniem się pod cudze nieszczęście". Niestety nie znam jeszcze powodów takiego zjawiska, ale pewnie chodzi tu o zwykłą nudę i brak przyzwoitości. Nie mam też pojęcia jak takich sytuacji uniknąć. No bo przecież nie odetnie się cmentarza kordonem policji - wtedy dopiero by były plotki... Skoro nie można wejść, to co też tam się może dziać...I tak się zastanawiałam nad tym blogiem, o którym wspomniałaś. Hmmm... Może dla tej prowadzącej blog osoby była to forma terapii i uporania się z własnymi myślami? Jedni piszą wtedy pamiętniki, inni bloga. Widać taką mają potrzebę. Tylko po co te sztuczne tłumy, które pod to się podpinają...Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  10. We wszystkich nowych autokarach jest obowiązek montowania pasów bezpieczeństwa, a obowiązkiem kierowcy jest dopilnowanie, by pasażer te pasy miał zapięte. No ale jak dobrze wiemy - prawo swoją drogą, ludzie swoja... Przez telefony komórkowe nie wolno rozmawiać w czasie jazdy, papierosów palić nie wolno w czasie jazdy - a jednak ludzie to robią... Pewnie każdemu się wydaje, że nieszczęścia tego swiata dotykają wszystkich tylko nie mnie. Ale jak już dotkną, to zazwyczaj za późno na refleksje...Buziaki Majeczko:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć Mała:) Nawet na 10... Gdziekolwiek, byle daleko. Bo dobrze wiemy, ze są i tacy (takie...), co to nawet między najbliższą rodzinę są w stanie się wmieszać, byle wszystko jak najlepiej widzieć, słyszeć, a potem po wsi ploty nosić... Ech... Ludzie: nic a jakże dosyć - parafrazując słowa Staffa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wszystkie wypadki dzieją się z naszej winy, prawda? To mogą być wady ukryte pojazdu, sytuacja na drodze, inny kierowca - kamikadze... Przyczyn jest mnóstwo. Ale takie chodzenie na pogrzeby, tylko po to, by "pooglądać" to dla mnie podłe. I tak sie czasem zastanawiam - a jakby na pogrzeb w ich rodzinie zwałiły się takie niezliczone tłumy gapiów?...

    OdpowiedzUsuń
  13. Też się kiedyś nad tym zastanawiałam. Wciągnęłam nawet w dyskusję kilku znajomych, na co dzień jeżdżących samochodami. Niemal wszyscy zgodnie stwierdzili, że takie krzyże przy drogach robią na nich większe wrażenie, niż ustawiany przy drodze znak "Uwaga, czarny punkt". Kiedyś jechaliśmy prostą jak stół drogą. a przy niej, co kilka metrów krzyż. Spytałam Brata, jak to możliwe, żeby na takiej prostej drodze było tyle wypadków. Odpowiedział, że właśnie dlatego że jest prosta, to wszystkim wydaje się bezpieczna i tracą na moment owo skupienie. I ten moment wystarczy. i na poboczu widać, jaka ta droga jest bezpieczna.Nie wiem, czy stawianie tych krzyży to tylko i wyłącznie uczczenie sprawców wypadków. Ludzie chyba nie myślą w tych kategoriach. Dla nich to po prostu miejsce tragicznej śmierci kogoś bliskiego i nie patrzą na jej przyczyny. Jeżeli jednak rząd krzyży na poboczu sprawi, że kilku innych 'kamikadze' zdejmie nogę z gazu i zacznie myśleć, czemu tu taki krzyż wyrósł - to niech one stoją, bo są najlepszym ostrzeżeniem.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~postautoportret16 sierpnia 2009 13:28

    Śmierć jest jedyną pewną rzeczą w naszym życiu... Możemy jedynie pochylić głowę obdarowując ją szacunkiem... "Maryjo,matko boża módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej..Amen"

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Ewulko! Duże tragedie wywołują w ludziach jakieś niepojęte dla mnie uczucia wartościowania śmierci. Czy śmierć matki z dwójką dzieci jest bardziej "wartościowa" niż emeryta z domu starców. pewnie nie. Ale taka śmierć nagła i gwałtowna, nie wynikająca z warunków zdrowotnych a jedynie wpisana w kalendarz losu i przypadków oceniana jest inaczej. Jedno utopione dziecko - zwykły pogrzeb. Dwójka lub więcej - wydarzenie. Nawet nie staram się zrozumieć zachowań ludzi w takich sytuacjach. I tak nie mam szans zrozumieć. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. No właśnie..rozumiem formę terapii.czasami znacznie łatwiej jest napisać,wyrzucić z siebie,to często pomaga.i to rozumiem.ale sztuczne podpinanie się jest już paskudne.nie lubię tego bardzo.buziaki szczęściaro:)

    OdpowiedzUsuń
  17. arianka@poczta.onet.eu16 sierpnia 2009 21:49

    Krzyż jako instrument ostrzegawczo-odstraszający?! Niezłe :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Słyszałam w TVN24 o tym nieszczęśliwym wypadku. Straszne! Jak potem z takim czymś żyć? Młodzi chodzą na koncert Madonny, starsi na pogrzeby, przeciez trzeba potem mieć temat do plotek. Dziś na Onecie czytałam o tragicznym bilansie ostatniego weekendu. Aż dreszcze przechodzą. Najgorsze, że zatrzymano do południa 1200 nietrzeźwych kierowców.Prawo jazdy mam od ponad 30 lat i nigdy nie zdarzył mi się żaden wypadek, bo uczono mnie o ograniczonym zaufaniu do wszystkich użytkowników dróg i tego się trzymam.Gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jest najpewniejszą z pewnych... I zawsze przychodzi nie w czasie... Albo za późno, albo za wcześnie... Taki dziwny, nieproszony gość, na którego wbrew pozorom wszyscy czekają. Choć właściwie czekają nie na przyjście, ale właśnie na "nieprzyjście"...

    OdpowiedzUsuń
  20. Może ktoś to kiedyś nazwie uczonym językiem. Póki co, dla mnie tacy ludzie to sępy...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  21. I każdemu z tych 1200 wydawało się, że bezpiecznie dotrą do domu. Nawet nie chcę myśleć ilu nie złapano...Mnie też na kursie powtarzano jak mantrę niemal, że zasada ograniczonego zaufania na drodze musi mi towarzyszyć cały czas. I jak patrzę na to co się dzieje na drogach... Naprawdę najbezpieczniej czuję się w autobusie czy tramwaju:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak. A kiedy taki pogrzeb dzieje się w pipidówce, w której zwykle nic ekscytującego się nie dzieje. Pamiętam, jak utopił się mój sąsiad. Osiemnastolatek. Ty wiesz, że ludzie chcieli iść do Jego domu, zobaczyć Go po śmierci? Bez komentarza..

    OdpowiedzUsuń
  23. O tak. Czasem lepiej pewne zachowania przemilczeć, zostawiając komentarz dla siebie..

    OdpowiedzUsuń