wtorek, 14 października 2008

każdy dzień jest pełen niespodzianek:)


Dziwny dzień. Byłam pełna czarnych myśli wychodząc dziś rano z łóżka. Kolejny dzień, gdy trzeba naciągnąć czas i wszędzie i ze wszystkim zdążyć... Ale tym razem...
Po kolei:
Najpierw szkoła i przyspieszony kurs obsługi rzutnika multimedialnego i laptopa. Tak, tak. Jeden jedyny raz miałam do czynienia z laptopem podczas tegorocznych wakacji. Niby to samo co komputer, ale że dla mnie wszystko co nowe wydaje się dziwne i skomplikowane, to już na wstępie problem nr1: Jak się otwiera laptopa? Ubaw po pachy :D Uczniowie przysłani mi do pomocy o mało się ze śmiechu nie rozłożyli na podłodze, bo.... próbowałam go otworzyć do góry nogami i nie z tej strony w ogóle:D Wiem, jestem zdolna:)
Ale gdy już laptop się załadował i chłopcy podłączyli rzutnik - problem nr2: Czemu rzutnik nie działa?
Co ja robię w takiej sytuacji? Szukam instrukcji obsługi oczywiście. Stoję więc i studiuję obrazki z instrukcji, gdy nagle mój wzrok padł na rzutnik. Tym razem mogłam się odgryźć chłopakom swoim panicznym atakiem śmiechu. Z tyłu był guziczek:) Wystarczyło przełączyć go na 'włącz' :D
Mamy remis, 1:1 :))
Wszystko działa, już wiem co i jak. Jestem z siebie dumna jak nie wiem co:)
Zaczyna się lekcja. Dzieciaki się rozsiadły, wszystko odpaliło, nic nie popsułam - co jest bardzo ważne w moim przypadku;)- i mogę się w końcu rozgadać. Prezentacja sobie leci, ja bla bla i nagle....
Bateria w laptopiku padła :D A kabelki z zasilaczem zostały w pokoju nauczycielskim :D Zaczełam się śmiać jak głupia. Wyłączyłam wszystko, załączyłam telewizor i odpaliłam płytke na dvd... I po co było sobie życie utrudniać? Nie trzeba było od razu na dvd to włączyć? To nie, przez rzutnik mi sie zachciało :D Jak mnie chłopaki przydybali na przerwie to myślałam, że się po korytarzu będą turlać ze śmiechu :D
Ale przynajmniej teraz wiem jak się to cudo techniki uruchamia:)
Po lekcjach (nic niespodziewanego się już nie zdarzyło) sprintem do domu i po chwili oddechu przy kawie, kolejny bieg na autobus i na angielski... Grupa po wakacjach prawie w komplecie. Atmosfera niepowtarzalna. Świetny przykład, jak przez śmiech i zabawę można się uczyć. 1,5 godz minęło jak zawsze za szybko. No a potem Ewa i długo oczekiwana wizyta w Cafe Costa... Mmmmmm..... Czekolada na gorąco, ciacho i oczywiście niekończące się rozmowy. Spontaniczny wypad do pustego już reala. Kierunek - farby do włosów. Potem po pizzę i kolejne kilka godzin ploteczek, tym razem w mojej kuchni:)
Jutro wolne. Nie trzeba nic robić na jutro, żadnych sprawdzianów, żadnych lekcji. Można było dziś 'poszaleć':)
Ciągle jeszcze dziś. No tak, bo za chwilę będzie jutro:)


1 komentarz:

  1. magdamajkowska7@poczta.onet.pl14 października 2008 11:57

    Wiem cos na ten temat...Kiedy nauczyciel tryska humorem to dzieciaki inaczej patrza na swoją panią.Łagodniej.Pozdrawiam-M

    OdpowiedzUsuń