czwartek, 9 października 2008

małe szkolne piekiełko


Gdyby ludzka głupota umiała fruwać, musiałabym chyba powiązać niektórych moich uczniów, by nie odfrunęli gdzieś w przestworza...
Nie, nie mam zamiaru nikogo obrażać. Przeraża mnie po prostu czasem stosunek nastolatków do wszystkiego i wszystkich. "Jakie to głupie!" "Przecież to bez sensu!".. No tak. Identyfikator jest bez sensu, mundurek jest głupi, nawet legitymacja szkolna jest niepotrzebna (delikatnie mówiąc..).
Urok wieku? Wiem. Ale niestety nie da się wszystkiego zwalić na młody wiek. Jest jeszcze coś takiego, jak elementarne zasady dobrego wychowania. A tego młodym ludziom właśnie często brakuje.
Nie ma dnia chyba, bym nie zagryzając warg i nie hamując rosnącej we mnie irytacji, nie powtarzała jak mantrę: nie huśtaj się na krześle, nie pluj papierami, schowaj jedzenie - to nie przerwa, nie obrywaj liści z kwiatka, odwróć się do mnie przodem, wypluj gumę do kosza, nie rzucaj nożyczkami - nikomu nie są na mojej lekcji potrzebne, nie rozmawiaj, bo za chwilę bedziesz krzyczeć, że nie rozumiesz zadania, nie chodź po klasie....
Nie... Nie uczę w szkole specjalnej ani w podstawówce... To jedna z lekcji w jednej z klas pierwszych w gimnazjum - molochu (bo ze względów oszczędnościowych chyba łatwiej było 10 lat temu utworzyć jedno gimnazjum dla dzieciaków z połowy miasta niż dwa mniejsze...).
Czasem się zastanawiam, po wyjściu z takiej lekcji, jak wobec tego wyglądają lekcje w podstawówce? Czy takie wędrówki ludów na lekcji to norma? Czy wyciąganie kanapki z plecaka po dzwonku na lekcję, a czasem i sprawdzeniu obecności, to przejaw przekory, czy może jakiś wyuczony nawyk? Przecież uczyłam w szkole podstawowej i jakoś było normalnie. A może to ja byłam taką terrorystką i tylko u mnie na lekcjach uczniowie wiedzieli jak się zachować?
Nie. U innych nauczycieli było tak samo. To co się zmieniło od czasu owej nieszczęsnej reformy oświaty?...

Tegoroczna próba sprawdzenia z jakim stanem wiedzy dzieciaki startują w gimnazjum. Nad czym popracować, jakie problemy nas czekają, kto zabłyśnie wiedzą, więc na kogo zwrócić uwagę, jako obiecującego kandydata do konkursów przedmiotowych...
Siadłam z wrażenia i przez dobre kilka minut zachowywałam się jak autystyk. Nikt... Nikt, zupełnie nikt z 20-osobowej klasy, nie wiedział co się stało w 1939 roku...
Oto dialogi uczniów w tejże własnie klasie podczas pisania testu:
- III rozbiór Polski? A to było coś takiego? - widzę rozbiegane oczy uczennicy.
- A co to jest odzyskanie niepodległości? - słychać głosy z tyłu sali.
- A tak w ogóle to co za kretyn wymyślił takie głupie pytania!- oburza się wyfarbowana blond panienka, wiekowo uczennica klasy I, z wyglądu raczej I liceum nie gimnazjum...
- Jaka odpowiedź fałszywa?? Nie mają innych zmartwień?
- A myśmy na lekcjach nie mówili gdzie Śląsk a gdzie Małopolska! Co to za głupie nazwy! - krzyczy inny oburzony pierwszak, obrażony, że coś się od niego wymaga poza obecnością na lekcji.
- Jak nie, głupku! Było! Sprawdzian nawet był! - odkrzykuje mu kolega z drugiego końca sali.
- Jakie to głupie! A pani to powinna nam pomóc, a nie rozdaje i nawet nie tłumaczy!

No tak. Najlepiej jakbym jeszcze podała prawidłowe odpowiedzi...

I jak czasem nie mieć serdecznie dosyć? A przecież w ciągu 45 minut lekcji trzeba okiełznać to towarzystwo rozczeniowo nastawione do świata: usadzić na miejscach (tylko jeden uczeń na 700 innych w szkole, ma zdiagnozowane ADHD, więc reszta powinna usiedzieć na miejscu od dzwonka do dzwonka - teoretycznie, jak się okazuje), poprowadzić lekcję tak, by największa maruda w końcu uznała, że było w miarę, kontrolować w międzyczasie wszystkie gaduły, plujki, wędrowniczki i innych, o których była mowa wcześniej, wyłowić z tłumu tych, którzy nie nadążają z pisaniem notatki, bo np. umiejętność pisania nadal jest im całkowicie obca, dostrzec perełki, które chciałyby dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie mają odwagi się zgłosić, żeby nie dostać etykietki lizusa lub kujona...

Tak, wiem. Czasem to tylko jednostki, które potrafią rozbić każdą lekcję, a czasem to całe zespoły klasowe. Ale przecież są też klasy, w których takie zachowania by nie uszły, bo zaraz koledzy wyśmieją, zbesztają, odsuną od grupy.
W każdym razie wszyscy za rok będą mądrzejsi. Już się nauczą nie chodzić po klasie, nie jeść na lekcji, nie krzyczeć tylko mówić. Lekcje u nich będą prawdziwą przyjemnościa. A za dwa lata będą niemal wypoczynkiem dla strun głosowych i nerwów większosci nauczycieli.
Ale przyjdą kolejni. I cała 'zabawa' zacznie się od początku. A ja, jak co roku o tej porze pewnie sobie zadam pytanie - czy tak już będzie zawsze? Czy będzie kiedyś normalnie? Kiedy uczeń będzie się zachowywał jak uczeń? Kiedy norma znów będzie normą, a patologia patologią?

12 komentarzy:

  1. magdamajkowska7@poczta.onet.pl10 października 2008 19:43

    Praca nauczyciela jest chyba najcięższa pracą umysłową...I pomyśleć,że chciałam być nią...Całe szczęście,że się opamiętałam.Pozdrawiam-M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Boguś:)Nikt nie mówił, że to będzie łatwe, ale też nikt nie ostrzegał, że czasem będzie tak trudno, że aż wręcz niemożliwie... Bo czasem trudno pewne rzeczy przeskoczyć. I choć aż serce pęka, trzeba zaakceptować stan rzeczy taki, jakim jest. Tłumaczenie po raz enty rzeczy oczywistych może wyprowadzić z równowagi każdego, ale nam - nauczycielom, nie wolno się dać wyprowadzić z równowagi, prawda? My nie mamy prawa być zmęczeni, rozkojarzeni, zamyśleni. Nie ma znaczenia czy mnie boli głowa, brzuch,czy może po raz kolejny siekło mnie w kręgosłupie i ledwo stoję na nogach. Przyklejam uśmiech na twarz i wchodzę do klasy. I robię swoje, jak tylko potrafię najlepiej. Nie wiem jak długo będę w stanie tak funkcjonowac. Gdy poczuję, że to już, wtedy odejdę. Ale dziś nie wyobrażam sobie, by robić w życiu coś innego. Czasem jest ciężko, czasem narzekam, czasem się aż poryczę ze złości i bezsilności. Ale równocześnie zdarzają się chwile, gdy widzę, że warto było zacisnąć zęby, warto było powtórzyć po raz tysięczny to samo "nie huśtaj się", warto było poświęcić te popołudnia... I te właśnie chwile sprawiają, że jestem kim jestem i że z pełną odpowiedzialnością za swe słowa ciągle powtarzam, że kocham swą pracę.Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda. Ale nie tylko umysłową... Fizycznie też potrafi wykończyć. Czasem wychodzę z lekcji zgrzana jak maratończyk, który ledwie dobiegł do mety... O nogach, gardle i kręgosłupie nie wspomnę.. Cóż, jak to zawsze powtarzam: Żadna praca nie hańbi, ale każda męczy:)Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy to najcięższa praca umysłowa... wyobrażam sobie, że kontroler lotów na lotnisku, lekarz na sali operacyjnej, oficer dowodzący żołnierzami na misji i wiele, wiele innych zawodów jest równie męczących psychicznie, niejednokrotnie bardziej odpowiedzialnych... jednak w tym naszym zawodzie dojmujące bywa poczucie frustracji, czasami brak efektów równoważących wniesiony wysiłek, stracone złudzenia i to dziwne myślenie o straconych okazjach i szansach na to by podzielić się tym co się umie i wie. To co tutaj wcześniej pisałem, to co pisała Ewka, to nie jest oznaka kapitulacji, lecz wręcz przeciwnie, to jest jak gdyby wezwanie do oporu, to jest jak wołanie o normalność i o odrobinę zrozumienia. Ja podobnie jak Ewka pracuję, bo sam tak zdecydowałem, bo traktuję tą pracę jak sprawę osobistą. Nie żałujemy tego kim jesteśmy i czym się zajmujemy, nie godzimy się jedynie, by łamane były normy i chcemy, żeby szkoła była jak niegdyś świątynią wiedzy, kuźnią talentów, miejscem kształtowania charakterów, a nie jedynie przechowalnią, aleją snobów i modnisi, ringiem i areną na której błazny z przypadku uprawiają krotochwile. Ja chcę normalnej szkoły gdzie nauczyciele szanują uczniów, a uczniowie nauczycieli, gdzie wulgarność nie ma dostępu, gdzie agresja przegrywa ze zrozumieniem, gdzie prawa przysługują tym, którzy są gotowi wywiązywać się z obowiązków, a słowo wolność nie jest synonimem anarchii. Znam nauczycieli z pasją, którzy już się poddali, wycofali z zawodu, zajęli się pracą społeczną... ludzie wrażliwi uciekają z takich szkół jakie teraz stają się normą, albo tracą swoją wrażliwość. Dlatego piszę, że jeszcze walczę, jeszcze mam wiarę w słuszność swoich działań i dlatego jeszcze o tym piszemy, bo jeszcze nie jest nam to obojętne.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że ta reforma edu. była zbędna, ale znając Ciebie poradzisz sobie z tym bez żadnego problemu :D po marudzisz ale będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdybym nie dawała rady, nie byłabym tym kim jestem. Ale to nie jest tak do końca, że pomarudze i będzie dobrze. Bo to niczego nie zmieni. Ja tylko przestane mówić głośno o tym, o czym krzyczę w środku.No tak, ale to przecież Tobie marudzę najwięcej:)(O mamo! I wyszłam na urodzoną marudę, hihi:D )

    OdpowiedzUsuń
  7. ja myślę, że to jednak kwestia przyzwyczajenia i dobrego podejścia :D a Ty takowe masz, znam to z autopsji :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No to też wiesz, że to jednak nie kwestia przyzywczajenia. Jak przestanę reagować na przekleństwa, chamstwo, tumiwisizm itp, to wtedy będzie znaczyło, że się przyzwyczaiłam. Wtedy odejdę. Ale nie łudź się, że kiedykolwiek przestanę marudzić, hihi ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. oj, przynajmniej tą kwestie zostawisz w spokoju, bo to że marudzisz to norma :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj, ja bym chyba wyladowala po jednym takim dniu w wiezieniu, za znecanie sie nad "dziecmi". Gdy moja corka byla w podstawowce to kazde wejscie do szkoly w trakcie przerwy przyprawialo mnie o drgawki.Normalnie niczym pozar w cyrku.Codziennie moja wracala pol zywa z tej szkoly, umeczona tym halasem i przeludnieniem klas, bo np. wtedy bylo 6 klas pierwszych, po 30-33 uczniow. Horror.To nie sa warunki do pracy ani do uczenia sie.Naprawde podziwiam nauczycieli, ten zawod to chyba jaks kara za przeszle i przyszle grzechy. A jutro Dzien Nauczyciela, wiec zycze Ci spokojniejszych dni i lepiej przygotowanych do lekcji uczniow.Anna

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehe:) Takiego określenia, jak kara za przeszłe i przyszłe grzechy, jeszcze nie słyszałam :D To ja musiałam nieźle narozrabiać, ze mnie Pan Bóg do gimnazjum zesłał :D Moim zdaniem, to przed wejściem do mojej szkoły powinien wisieć napis, niemal jak w którymś z kręgów piekieł w "Boskiej komedii": Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie :)Moja mama też tak wspomina szkołę na przerwie: lotnisko z pilotami bez licencji;)Bardzo dziękuję za życzenia. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam znowu:)

    OdpowiedzUsuń
  12. nie przestanę :)ciekawa jestem jakie hasło w swojej szkole powiesiłeś? "Lecę bo chcę!!....,, tylko skrzydeł mi brak, bo wolność to zew,bo wciąż Kocham Cię!bo życie jest złe,czy są pieniądze czy nie.Kocham Cię!

    OdpowiedzUsuń