Aż się czasem łapię za głowę, cóż jeszcze za święto zostanie wymyślone. Dziś, jak usłyszałam rano w radiu, jest światowy dzień muzyki. No tak. W sumie czemu nie. Ale nie wiem też po co. Zresztą, nie mnie się zastanawiać nad sensownością takiego czy innego dnia. Jak dla mnie to muzyka i tak ma swoje święto codziennie, bo nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ciągle coś podśpiewuję (nawet teraz wtóruję panu Szcześniakowi śpiewając razem z nim "Kiedyś, gdy zmądrzejemy, gdy świat się zmieni..(...) gdy będzie uczciwiej i dużo mniej już będziemy chcieć..."), ciągle mi coś gdzieś gra, choćby nawet tylko w duszy.
Nie nie, nie uciekam przed ciszą. Zwłaszcza po kilku godzinach w hałasie niemal tak wielkim jak na jakimś lotnisku, z utęsknieniem czekam aż zamknę za sobą drzwi mieszkania i ogarnie mnie błoga cisza. Ale żyć bez muzyki? O nie:)
Każdy ma swój ulubiony gatunek muzyczny, swojego ulubionego wykonawcę, czy zespół. Dla jednego muzyka operowa będzie jedynym gatunkiem zasługującym na miano "muzyka", dla innego prawdziwą muzyką będzie punk, dla jeszcze innego pop, disco polo, metal czy jakaś muzyka alternatywna. Przecież to i tak rzecz gustu. A jak mawiali starożytni: z gustami się nie dyskutuje:)
I właśnie mi przyszły do głowy słowa Ludwika van Beethovena, które chyba najtrafniej oddają definicję muzyki:
"Muzyka powinna zapalać płomień w sercu mężczyzny i napełniać łzami oczy kobiety".
Pogłupieli wymyślacze różnych świąt.Świat zwariował,ot co!Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńa my wariujemy razem ze światem...
OdpowiedzUsuńSwietny artykul oczekuje dalszej aktywnosci i jeżeli chcesz znaleźć zareczynowy pierscionek
OdpowiedzUsuńodsylam na okazika :-)